Maciej Maleńczuk, piosenkarz: Tadeusz Nalepa miał wielkie zdolności kompozytorskie, umiał świetnie dopasować melodię do tekstu. Jego piosenki w dużej mierze wpłynęły na moje zainteresowanie bluesem. Kiedyś miałem w repertuarze kilka numerów Breakoutu. Zdecydowanie najlepszy to "Oni zaraz przyjdą tu", który nagrałem na ostatnią płytę Homo Twist. Niesie w sobie ładunek zagrożenia i ma ostry gitarowy riff. Ale nie uważam, że jego śmierć jest stratą. Nalepa przeżył swoje życie, jak należy, nie przesiedział na uboczu, nagrał bardzo dużo dobrych płyt. Po prostu nie będzie można już mu uścisnąć piątki.

Ewa Bem, wokalistka: Tadeusz Nalepa był naszym guru, jeśli chodzi o niekłamany polski blues. To, co zrobił dla tego gatunku i dla gitary bluesowej oraz dla bluesowej piosenki i jej interpretacji, jest czymś, co trudno z czymkolwiek porównać. Przecież to on wyznaczył kierunek tego gatunku w Polsce. Wprawdzie nie miał techniki i możliwości Czesława Niemena, ale potrafił w swojej skromnej skali zaśpiewać niezwykle wiarygodne, proste, mądre teksty. Do końca jego dni spotykaliśmy się i były to dla mnie niezwykle miłe chwile, przede wszystkim dlatego, że był strasznie fajnym facetem. Zawsze było dla mnie szczególnie ujmujące, że nigdy nie kojarzył mi się z okrutną chorobą, dializami i przeszczepami - a więc z tym wszystkim, co w rezultacie go nam zabrało. Zawsze pozostanie w mej pamięci niezwykle przystojnym gościem, facetem z krwi i kości. Bo tak naprawdę pokochałam i zrozumiałam Tadeusza, gdy zaczął pracować sam. Zaś w tych ostatnich latach, gdy było go wszędzie tak mało, każdy jego występ na żywo był pełen magnetyzmu, a jego widoczne cierpienie dodawało mu niezwykłej głębi.

Marek Jackowski, lider i założyciel grupy Maanam: Spotykałem się z Tadeuszem niezbyt często, ale znaliśmy się od bardzo dawna. Breakout był zespołem, który zawsze szanowałem bezprzymiotnikowo, po prostu dlatego, że był dobry. Wiem też, że Breakout by na Zachodzie grupą bardzo szanowaną. Co nie powinno zreszt dziwić, bo oprócz tego, że byli zespołem europejskiego formatu i doskonale grali, również świetnie się z Mirą prezentowali na scenie. Ale najdziwniejsze było to, że już wtedy byli zespołem ukształtowanym i klasycznym w tym złotym, najpiękniejszym znaczeniu tego słowa. Tadzio miał bardzo trudne życie w ostatnim czasie, bo był niezwykle schorowany. Oczywiście był świetnym muzykiem, był jednak przede wszystkim dobrym człowiekiem, a to znaczy najwięcej. Zapytano mnie kiedyś, co sądzę o grze Piotrka, syna Tadeusza, i wtedy uświadomiłem sobie, że Piotrek gra na gitarze pięknie, ale to Tadeusz grał realnie! Tadzio był cudowną realnością w polskiej muzyce.

Tomasz Stańko, jazzman: Tadeusz był człowiekiem bardzo bezkompromisowym, cieszył się zresztą w środowisku opinią nonkonformisty. Wprawdzie ja nie czułem się częścią tej sceny i stałem trochę z boku tego środowiska, a nawet twórczość grupy Breakout znam dość wyrywkowo, niemniej zespół ten był dla wszystkich synonimem artystycznej charyzmy. Znałem Tadeusza słabo, ale ostatnio widziałem się z nim parokrotnie i były to niezwykle miłe spotkania. Był chory i to osłabiało jego aktywność artystyczną. Mimo swej choroby koncertował do końca i nie chciał się rozstawać z muzyką. Nikt z nas chyba nie chce się z nią rozstawać. Bardzo to smutne, że zaczynamy wszyscy odchodzić... Taki jest nasz los. Kiedy teraz o Tadeuszu myślę, mam skojarzenie dyrygenta orkiestry, który na tonącym statku gra do końca.





Reklama