ROMAN ROGOWIECKI: Gratuluję "Shreka Trzeciego". To film wprost zachwycający. Musieliście się chyba solidnie napracować...
CHRIS MILLER:
Dziękuję. Faktycznie, był to wielki wspólny wysiłek wielu ludzi. Wszystko - od animacji po produkcję i sam scenariusz - wymagało ogromnego nakładu sił. Przy trzeciej części Shreka pracowało także wielu ludzi, którzy współtworzyli poprzednie części cyklu i było to bardzo pomocne. Ale przede wszystkim chcieliśmy zrobić taki film, na który sami z przyjemnością wybralibyśmy się do kina.

Widać też, że dysponowaliście najnowszymi zdobyczami techniki.

W dziedzinie techniki filmowej wszystko nieustannie się zmienia. Efekty specjalne pozwalają na uzyskanie niemal idealnie realistycznego obrazu. Dzięki nim widz ma wrażenie, że obcuje z prawdziwym światem. Wszystkie szczegóły są doprowadzone do perfekcji, każde poruszenie włosów, ruch ust wyglądają na ekranie tak jak w rzeczywistości. Podobnie z postaciami, które pojawiają się na dalszych planach. Dodatkowym wyzwaniem było pieczołowite odtworzenie średniowiecznej europejskiej scenerii. Jestem przekonany, że takiej animacji - tak pełnej magii - do tej pory jeszcze nie było.

Nie obawiałeś się pracy nad tym filmem? Dwie poprzednie części były wielkimi hitami.
Praca nad tym filmem była dla mnie czymś zupełnie niesamowitym. Miałem do pomocy zespół wspaniałych i doświadczonych współpracowników. Czułem, że dają mi wielkie wsparcie i dlatego byłem zupełnie spokojny. Cały czas dyskutowaliśmy nad każdą sceną, zastanawialiśmy się, co nas samych najbardziej by rozśmieszyło. Totalnie pogrążyliśmy się w świecie Shreka, w jego życiu i przygodach. Skoncentrowaliśmy się wyłącznie dla filmie. To była świetna zabawa.

Pojawiły się głosy, że Shrek Trzeci to film raczej dla dorosłych, a nie dla dzieci...
Niewątpliwie w tym filmie wiele żartów jest adresowanych do ludzi dorosłych, ale sądzę, że udało się nam zachować równowagę. Pisaliśmy scenariusz w taki sposób, żeby śmieszył przede wszystkim nas samych. Z upływem czasu Shrek po prostu dorasta, to naturalne. W pierwszym filmie zakochał się w Fionie i wziął ślub. W drugim dominowały sprawy rodzinne. W trzeciej części okazuje się, że Shrek nie jest wcale gotowy na ojcostwo. Nie jest gotowy, żeby zostać królem i ma poważne wątpliwości, czy podoła tym wszystkim zadaniom.

W pierwszej części sam podkładałeś głos.
To było niesamowite przeżycie. Do dziś nie wiem, dlaczego powierzono mi tę rolę. Chyba nikt mi się tak naprawdę solidnie nie przyjrzał. Tak to sobie tłumaczę. Ale korzyści były ogromne - poczułem atmosferę powstawania filmu i bardzo mi to pomogło przy pracy nad trzecią częścią.

Do której udało ci się zgromadzić naprawdę niesamowity zespół aktorów...
Kluczową postacią jest oczywiście Mike Myers. Bardzo starannie przygotowywał się do swojej roli. Jako że sam jest nie tylko aktorem, ale i twórcą - jego uwagi dotyczące Shreka i całej historii były naprawdę bardzo cenne. Jest znakomitym komikiem i doskonale rozumie na czym polega filmowy humor. Z kolei Eddie Murphy jako Osioł sprawia, że ta postać wręcz eksploduje na ekranie. Eddie kocha improwizację i dlatego jego Osioł jest ciągle taki zabawny. Antonio Banderas doskonale rozumie cały proces powstawania filmu i zawsze potrafi dostosować się do wymagań akcji. Natomiast Cameron Diaz jest z natury bardzo wesoła, co oczywiście bardzo pomagało w naszej pracy.

W Shreku Trzecim jest sporo nowych postaci. Miałeś problemy z doborem obsady?
Miałem wielkie szczęście. Szukanie głosów rozpoczyna się od ustalenia listy aktorów, z którymi chciałoby się pracować i którzy mogą pasować do konkretnych postaci. Sława Shreka sprawiła, że wielu artystów chciało pracować przy tym filmie. Powtarzam: mieliśmy wielkie szczęście - chcieliśmy pozyskać najlepszych i udało się. Pomysł, żeby zaangażować Justina Timberlake'a przyszedł mi do głowy, kiedy zobaczyłem, jak znakomicie daje sobie radę w komediowych skeczach w telewizyjnym programie Saturday Night Live. Okazało się, że Justin ma w sobie naturalny talent komediowy. Z tego samego programu pochodzą też świetne komediowe aktorki: Amy Poehler, Maya Rudolph i Amy Sedaris. Trudno mi było wymarzyć sobie lepszy zestaw. W tej sytuacji uznałem, że nie mogę ich ograniczać, więc po prostu zachęcałem je, żeby robiły, na co tylko mają ochotę. Obecność moich idoli z Monty Pythona, Johna Cleese i Erica Idle, sprawiła, że poczułem się jak dziecko, któremu spełniło się największe marzenie. Kręcenie Shreka Trzeciego było jedną wielką przyjemnością.

Kto miał najwięcej pomysłów?
Wszystkich zachęcaliśmy, żeby podsuwali nam swoje pomysły. W tym filmie było mnóstwo miejsca na inwencję całej ekipy. Każdy mógł dorzucić to, co chciał, i wszystkie pomysły były starannie analizowane. Cały czas byłem otwarty. Nigdy nie było mi dość zmian i nowych koncepcji.

We wszystkich częściach Shreka jest znakomita ścieżka dźwiękowa. Tym razem główny temat śpiewa grupa Eels, która słynie z wisielczego poczucia humoru. To raczej dziwny wybór jak na film komediowy.

Eels, a szczególnie sam lider - Mark Everett, dysponuje, moim zdaniem, głosem wprost idealnym do filmu. Z jednej strony ta muzyka ma w sobie wiele melancholii i spokoju, a z drugiej strony coś pozytywnego. Jest po prostu stworzona dla Shreka.

A co przydarzy się Shrekowi w następnym odcinku?
Nie mam zielonego pojęcia, ale z całą pewnością już niejedna głowa się nad tym zastanawia.
























Reklama