Reżyser 5. i 6. filmu o Potterze David Yates broni się przed zarzutem, że decyzja o sfilmowaniu ostatniego tomu powieści JK Rowling "Harry Potter i Insygnia Śmierci" w dwóch częściach była podyktowana chęcią osiągnięcia jak największych zysków.
"Ta decyzja została podjęta na podstawie czysto artystycznych przesłanek. Nakręciłem już wcześniej dwa filmy, w których musiałem ciąć wątki i fani mi to wyrzucali" - powiedział.
Jest to decyzja dość śmiała, gdyż w pierwszej części ostatniego tomu tempo akcji było raczej powolne, co może rozczarować widzów.
"Ten film jest bardziej intymny. Podoba mi się, że jest inny" - broni jednak decyzji reżysera producent całości sagi David Heyman.
Kręcenie zdjęć do drugiej części ostatniego tomu już się zakończyło. Film będzie miał premierę w lipcu przyszłego roku.
Po 10 latach pracy nad kolejnymi filmami młodzi aktorzy cieszą się także z nowej wolności. Wszyscy są już multimilionerami.
"To była ogromna część mojego życia. Będzie mi tego brakować" - powiedział 22-letni Rupert Grint, który wcielił się w rolę Rona Weasleya.
Rupert chciałby sobie teraz zrobić tatuaż, a Emma Watson, która grała Hermionę, wreszcie mogła ściąć sobie włosy.
"Jestem gotów na wszystko, na coś zupełnie innego" - twierdzi Grint.
"Zaczynam nowy etap życia" - mówi natomiast Watson, która twierdzi, że "zwariowałaby", gdyby miała nic nie robić. Obecnie studiuje w Stanach Zjednoczonych, a jednocześnie jest modelką i aktorką.
21-letni odtwórca roli Pottera Daniel Radcliffe zagrał natomiast zupełnie odmienną postać w horrorze "Woman in Black", który będzie miał premierę w 2011 r. W przyszłym roku wystąpi na Broadwayu w komedii muzycznej.
Na pytanie, czy byliby skłonni zagrać w ewentualnym ciągu dalszym przygód Pottera, wszyscy odpowiadają zdecydowanym "Nie!". "Dziesięć lat w zupełności wystarczy" - zapewnia Radcliffe.