Stare czarno-białe zdjęcie - gołębie siedzą na gzymsie domu, w tle odrapana kamienica, nadgryziona zębem czasu, ale nosząca ślady dawnej świetności. Mam sentyment do tej fotografii, którą zrobiłam w dzieciństwie. Stary album odkurzyłam po obejrzeniu filmu Łukasza Palkowskiego, budzącego nostalgię i emocje. Ów debiutancki obraz młodego reżysera bez wątpienia można zaliczyć do najciekawszych wydarzeń minionego roku w polskim kinie. Opowieść o fotografie, który po przeprowadzce do kamienicy w szemranej okolicy na warszawskiej Pradze robi zdjęcia budynku i sąsiadów, i z miejsca ulega fascynacji kolorytem tego miejsca, swoistym ":sznytem” oraz kodeksem honorowym jego mieszkańców, to prawdziwy samograj. Taki, co łatwo przekształcić się w płaską, jednowymiarową karykaturę. Tak się na szczęście nie stało.
"Rezerwat” to pyszna komedia obyczajowa; z galerią autentycznych postaci niczym z "Dziewczyn do wzięcia” Janusza Kondratiuka, wyczuciem plebejskości w stylu śląskiego kina Kazimierza Kutza, językową "mięsistą” swobodą pamiętną na przykład z "Przepraszam, czy tu biją” Marka Piwowskiego. Lekko poprowadzona narracja sprawnie przechodzi od tonacji lirycznej w scenach spotkań głównego bohatera ze zwichrowaną życiowo fryzjerką, przez komediowe grepsy z udziałem miejscowych meneli aż do podszytych smutkiem rozmów ze starym właścicielem zakładu fotograficznego i matką największego rozrabiaki w okolicy.
Właśnie dzięki wyrazistym postaciom, zbudowanym na zasadzie przeciwstawiania typów: biznesmen, recydywista, łobuziak, sklepikarka, były policjant, "Rezerwat” ujmuje środowiskowym kolorytem. I - co rzadkie w polskim kinie - można wyczuć, że reżyser lubi swoich bohaterów, wyrozumiale traktując ich przywary i słabostki. I oprowadza nas po Pradze, nie idealizując dzielnicy, której apaszowski styl niedługo będzie pewnie tylko wspomnieniem, a wkrótce zamiast podwórek-studni i zdewastowanych kamienic pojawią się eleganckie apartamentowce i nowoczesne lofty. "Zazdroszczę Ci, masz swoje miejsce” - mówi fotograf Marcin do miejscowej femme fatale Hanki (aktorskie odkrycie sezonu - Sonia Bohosiewicz, łącząca w zmysłowość, niewinność i wulgarność).
Twórcom "Rezerwatu” udało się uchwycić w obiektywie kawałek czasu. Podobne enklawy, w których czas się zatrzymał, a życie toczy się swoim rytmem mimo codziennych bolączek i zasklepienia w często szarej codzienności, można znaleźć właściwie w każdym zakątku Polski. Nic więc dziwnego, że film może liczyć na przychylność spragnionej optymizmu publiczności, pragnącej pośmiać się i wzruszyć zarazem. "To takie słodko-gorzkie, jak w czeskim kinie” - taki komplement usłyszałam od jednego z widzów w czasie festiwalu filmowego w Koszalinie. "Rezerwat” odbył triumfalne tournée, wszędzie przyjmowany był ciepło, zdobywając cały worek nagród na wakacyjnych przeglądach i "poważnych” krajowych festiwalach (m.in. najlepszy debiut w Gdyni). "Praskie miraże” (taki tytuł początkowo miał nosić film) są przykładem wyjścia naprzeciw oczekiwaniom widzów zmęczonych epatowaniem przez rodzimych twórców w obrazowaniu współczesności nędzą i degrengoladą ludzi wyrzuconych poza nawias społeczeństwa, a na drugim biegunie kreującym sztuczny świat glamour-luksusu z wydumanymi miłosnymi perypetiami.
REZERWAT
Polska 2007; Reżyseria: Łukasz Palkowski; Obsada: Marcin Kwaśny, Sonia Bohosiewicz; Dystrybucja: Film Polski; Czas: 100 min
Premiera: 11 stycznia