Niewiarygodna popularność "Czarnych chmur", z którymi pod tym względem w owym czasie mogli konkurować tylko "Czterej pancerni" ("Janosik" pojawił kilka miesięcy później) po części wynikała z pionierskich walorów filmu Andrzeja Konica. "Czarne chmury" były pierwszym rodzimym serialem płaszcza i szpady, na dodatek nakręconym na deficytowej taśmie kolorowej, zarezerwowanej dotychczas głównie dla produkcji kinowej. Właściwie o "Chmurach" należałoby mówić w kategoriach filmowych a nie telewizyjnych. Gierkowski serial zrealizowano z rozmachem, o jakim wielu filmowców III i IV RP mogło tylko pomarzyć.

Reklama

Zdjęcia - za kamerą stał Antoni Wójtowicz - do dziesięciu 50-minutowych odcinków trwały czternaście miesięcy. Na potrzeby produkcji koło Aleksandrowa Łódzkiego zbudowano wielkie dekoracje przedstawiające rynek niemieckiego miasteczka. Filmowcy jeździli po całym kraju - zdjęcia plenerowe kręcono m.in. w Baranowie pod Tarnobrzegiem, Tyńcu, Krakowie, ruinach zamku w Tęczynie, Pałacu Biskupim w Kielcach oraz w lasach koło Augustowa zaś lubelska starówka zagrała warszawskie Stare Miasto. W parze z rozmachem inscenizacyjnym szedł rozmach artystyczny.

Film skrzy się od błyskotliwych dialogów będących dziełem scenarzystów Antoniego Guzińskiego i aktora Ryszarda Pietruskiego, filmowego Kacpra, (1922 - 1996). Akcja rozgrywa się w drugiej połowie XVII wieku za panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Fabuła osnuta jest na dziejach pułkownika Krystiana Kalksteina-Stolińskiego, który stanął na czele opozycji przeciwko elektorowi Prus Książęcych Fryderykowi Wilhelmowi. Film jest luźną adaptacją losów antypruskiego spiskowca, który u Konica nazywa się Krzysztof Dowgird.

Reżyser zmienił nazwisko bohatera żeby uniknąć skojarzeń z potomkiem bohaterskiego szlachcica, Ludwikiem Kalksteinem, agentem gestapo, który wydał Niemcom generała Grota-Roweckiego. "Czarne chmury" to pełen zaskakujących, przeplatanych wątkiem miłosnym, intryg, gonitw i pojedynków w rytm świetnej muzyki Waldemara Kazaneckiego. Każdy odcinek zaczyna się niepokojącym wprowadzeniem z offu, kapitalnie interpretowanym przez Piotra Fronczewskiego, a kończy nagle w kulminacyjnym momencie akcji. Żeby się przekonać co będzie dalej, trzeba obejrzeć następną część.

Reklama

Wielkim atutem "Czarnych chmur" jest obsada. Dzięki roli pułkownika Dowgirda idolami młodzieży zostali Leonard Pietraszak i Ryszard Pietruszki, jego wachmistrz, przyjaciel i sprytny jak diabeł sługa Kacper. Notabene Pietraszak tak się wczuł w rolę mistrza szabli, że na planie zranił w głowę Stanisława Niwińskiego (rotmistrz Zaremba). Z kolei jeden z kaskaderów nabawił się kontuzji podczas markowania efektownego upadku.

Do grona obiektów sercowych westchnień małoletnich fanów kina dołączyły faworyta Dowgirda - urodziwa starościanka Anna (Elżbieta Starostecka), wychowanica hetmana Sobieskiego (Mariusz Dmochowski) - oraz szlachcianka Magda (Anna Seniuk), w której (z wzajemnością) zadurzył się Kacper.

"Czarne chmury" obrosły legendami - m.in. spekuluje się, że współautorem scenariusza jest Ludwik Kalkstein. Inna dotyczy obsady. Otóż wbrew temu, co się powszechnie uważa, to "Czarne chmury" a nie "Człowiek z marmuru" były ekranowym debiutem Krystyny Jandy. Wybitna aktorka pojawia się w scenie wiejskiego wesela w odcinku trzecim, pt. "Zawiść". Warto też przyjrzeć się scenom z halabardnikami na Barbakanie. Wśród żołnierzy można dostrzec innego debiutanta, bez którego nie sposób wyobrazić sobie polskiego kina. Niewymieniony w czołówce halabardnikiem jest Bogusław Linda. "Czarne chmury" zaskakują nawet po latach.