PIOTR GURSZTYN: Jak pan się czuje w roli cenzora?
BOGDAN ZDROJEWSKI*: Nigdy nie zajmowałem się cenzurą. Tę informację przekazuję wszystkim. Stałem, stoję i będę stał na straży wolności wypowiedzi i działań artystów.

Reklama

Zarzut cenzury prewencyjnej został wprost postawiony rządowi, w tym i panu jako ministrowi kultury, przez filmowców w sprawie filmu "Tajemnica Westerplatte".
To zarzut niesłuszny, który został sformułowany w oparciu o nieprawdziwe informacje.

A jakie są prawdziwe?
Prawdziwe są takie, że minister kultury decyduje o przyznaniu bądź nie honorowego patronatu po zakończeniu dzieła, a nie w trakcie jego tworzenia, co dopiero mówić o sytuacji, kiedy produkcja nie jest nawet rozpoczęta.

Nie zakazujecie, ale nie chcecie dać na to pieniędzy.
Minister kultury nie ma możliwości bezpośredniego dofinansowania produkcji filmowych, to wynika z ustawy o kinematografii. Między innymi po to powołano autonomiczny Polski Instytut Sztuki Filmowej, by rozdzielał środki. Kiedy w czerwcu producenci zwrócili się do mnie z prośbą o dofinansowanie, "Tajemnice Westerplatte" miały już przyznaną przez PISF promesę.

Powiem więcej, minister kultury nie może nawet nakazać dyrektorowi instytutu wycofania promesy, tak mówi prawo. Może tylko poprosić go o wyjaśnienie. I to zrobiłem, ponieważ moją troską jest również, by z państwowych pieniędzy nie powstawały dzieła, które wypaczają bądź wręcz zakłamują naszą historię.

Czy pana zdaniem ten film może zafałszować polską historię?
Ocena nie należy do mnie - ocena należy do historyków, poproszonych o to przez dyrektor PISF Agnieszkę Odorowicz.

Ale pan czytał te scenariusze, i to kilka wersji.
Czytałem. I to wszystko, co w tej kwestii mam do powiedzenia.

Reklama

A czy było w scenariuszu coś, co wywarło na panu pozytywne lub negatywne wrażenie?
Bez komentarza.

Według mnie w scenariuszu, oprócz kilka scen, które mogą rzeczywiście być poruszające, są sceny infantylne i anachroniczne.
Jest pan uparty, ale ja jestem konsekwentny. Bez komentarza.

Programowo wycofuje się pan z oceny?
Z niczego się nie wycofuję. W nazwie stanowiska, które pełnię, jest kultura, ale również dziedzictwo narodowe. Muszę zapewnić artystom swobodę twórczą, ale też dbać, by z publicznych pieniędzy nie powstawały dzieła podważające polską rację stanu.

Jakimś paradoksem jest to, że w filmie większość interakcji i konfliktów toczy się między Polakami. Niemcy są tylko tłem tej historii.
Może dlatego, że Polacy i Niemcy byli wtedy po dwóch stronach frontu.

Nie w tym rzecz. Leitmotivem nie jest tam walka z Niemcami, ale ciągłe spory i kłótnie między obrońcami.
Bez komentarza. Chciałbym tylko zwrócić uwagę na kontekst historyczny - w przyszłym roku przypada 70. rocznica wybuchu II wojny światowej. To szansa, by przypomnieć całemu światu fakt wcale nie tak powszechnie oczywisty, że II wojna światowa rozpoczęła się 1 września 1939 roku właśnie na Westerplatte i że to właśnie Polacy jako pierwsi stawili opór hitlerowskiemu totalitaryzmowi. To również moment, by oddać bohaterom tamtych wydarzeń należną cześć. To zgodne z polską racją stanu.

*Bogdan Zdrojewski jest ministrem kultury i dziedzictwa narodowego