W sobotnie popołudnie przed polskim pawilonem gromadził się tłum, słychać było oklaski. Giardini obiegła już wieść, że Złoty Lew przypadł Hotelowi Polonia. To duży sukces. Jeszcze kilka edycji temu na naszym budynku wisiała podczas przeglądu kłódka. Polska na tej imprezie nie istniała, co dobrze odzwierciedlało kondycję rodzimej architektury. Sytuacja zmieniała się jednak nie dzięki architektom, lecz artystom. Dwa lata temu z powodzeniem wystawiał tu rzeźbiarz i twórca konceptualnych projektów Jarosław Kozakiewicz. W tym roku oglądamy projekt "The Afterlife of the Buildings" stworzony przez młodych kuratorów Jarosława Trybusia i Grzegorza Piątka z udziałem Nicolasa Grospierre’a i Kobasa Laksy. Granica między konceptem kuratorskim, a pracami artystów jest w tym przedsięwzięciu wyjątkowo nieostra.
Bohaterami "The Afterlife..." jest sześć budynków, symboli nowej architektury z Polski: biurowiec Metropolitan, drapacz chmur Rondo 1, lotnisko Chopina, nowa Biblioteka Uniwersytecka i Marina Mokotów, już nie zamknięte osiedle, lecz cała strzeżona i sprywatyzowana dzielnica (wszystkie z Warszawy) oraz sanktuarium w Licheniu. Oglądamy wszystkie te obiekty na uroczystych, perfekcyjnie wykonanych fotografiach Nicolasa Grospierre’a. Obok wiszą fotomontaże Kobasa Laksy przedstawiające te same budynki za pół wieku, kiedy najprawdopodobniej zmienią się uwarunkowania ekonomiczno-społeczne, a dzisiejsze sukcesy inwestycyjne stracą sens, rację bytu i będą musiały rozpocząć nowe życie (afterlife) w nowych rolach. I tak oto w pracach Laksy gigantyczna świątynia w Licheniu zostaje zamieniona na akwapark, ekskluzywna Marina Mokotów znika pod hałdami śmieci produkowanymi przez jej zamożnych mieszkańców, wieżowiec Rondo 1 zostaje przerobiony na ogromny cmentarz, a Biblioteka Uniwersytecka na shopping mall. Żarty? Oczywiście, ale jednak dość poważne, maskujące polemikę ze społecznymi modelami, jakie narzuca powstająca dziś w Polsce architektura. Siódmym dodatkowym bohaterem wystawy jest sam wenecki pawilon, który został przemianowany na Hotel Polonia. Wewnątrz obok zdjęć stoją dwa małżeńskie łoża. Podobnie jak gmachy, których życie po życiu śledzimy na fotomontażach Kobasy Laksy, przestrzeń wystawowa została na nowo zaadaptowana i zredefiniowana: muzeum zostało zamienione na noclegownię - rzecz nie do przecenienia w zatłoczonej, drogiej Wenecji, w której miejsca do spania są dosłownie na wagę złota. Hotel Polonia to raczej dormitorium niż hotel z prawdziwego zdarzenia. Brak łazienki, warunki są surowe, a Włosi zgodzili się, by funkcjonował tylko w pierwszych dniach trwania wystawy - sytuacja jest tymczasowa, ale to przecież jeden z morałów całej imprezy: żyjemy w dynamicznych czasach, sytuacja zmienia się w dnia na dzień, to, co dziś jest przełomowym rozwiązaniem, jutro będzie nieaktualne. Architektura, żeby nadążyć za współczesnym światem, musi być elastyczna i nie może kostnieć w skorupach tradycyjnych budynków i funkcji: wczorajsza fabryka jest dziś klubem, dzisiejsze muzeum hotelem, a obecne centrum może stać się jutro peryferią.
"Jedno trzeba powiedzieć sobie jasno. Architektura to nie są budynki" - ogłasza Aaron Betsky, dyrektor Cincinnati Art Museum i kurator 11. Biennale w Wenecji. "Budynki to tylko obiekty. Większość z nich jest paskudna, marnotrawna i nieużyteczna. Architektura natomiast to piękno - to ona sprawia, że czujemy się we współczesnym świecie u siebie. Powinna tworzyć ramę, strukturę, sekwencję przestrzeni, w której umieszczamy nasze doświadczenia, i która pomaga nam zrozumieć, gdzie i kim jesteśmy. Budynki stały się grobem architektury. Musimy ją wskrzesić!" - wzywa Betsky i tytułuje swoją wielką wystawę "Out there. Architecture beyond Building" (Gdzieś. Architektura poza budynkiem).
Betsky zrobił świetną robotę. Jego Biennale jest atrakcyjne, przystępne dla nieprofesjonalistów. Ma jasno i odważnie postawiony temat, a wezwanie kuratora do szukania architektury poza budynkiem podziałało i natchnęło uczestników do krytycznej refleksji nad stanem rzeczy i szukaniem rozwiązań na przyszłość. "Architektura jest dziś bardzo trudna do znalezienia" - mówi Aaron Betsky. Łatwo znaleźć ją jednak na Biennale. Pojawia się pod postacią instalacji, projekcji wideo, fotografii, tekstów, interaktywnych baz danych, multimedialnych pokazów, performance’ów, rysunków, idei i manifestów. Jest wszystko, z wyjątkiem budynków.
Sukces Hotelu Polonia jest międzynarodowy, ale wydaje się, że jeszcze większe znaczenia ma w samej Polsce. Nie chodzi tu o miłe połechtanie narodowej dumy, ani nawet o to, co wraz z artystami mówią poprzez tę wystawę Trybuś i Piątek, lecz o sam język, którym się posługują. Sposób, w jaki w Wenecji myśli się i dyskutuje o architekturze, jest w Polsce właściwie nieobecny. Skutki widać aż nadto wyraźnie na krajowych ulicach. Trzeba mieć nadzieję, że nagroda na prestiżowej imprezie będzie choćby małym krokiem w kierunku otwarcia się na możliwość innego rozumienia architektury niż w kategoriach krótkoterminowego - i krótkowzrocznego - biznes.
Na Biennale Weneckim dowiadujemy się, że architektura może być wszystkim, choć nie wszystko może być architekturą, a już zwłaszcza nie jest nią to, co na co dzień za architekturę bierzemy, czyli otaczające nas budynki. Obecny stan rzeczy jest poddany druzgocącej krytyce: dzisiaj zabudowujemy otoczenie nie tak, jak należy. Z drugiej strony architekci nie brakuje nadziei, że zaprojektowanie lepszego świata jest możliwe. Biennale to wystawowa superprodukcja, wielkie show, który możne czytać na wielu poziomach: jako pełen wizualnych i intelektualnych atrakcji lunapark, targowisko idei, międzynarodową debatę, laboratorium, w którym wolni chwilowo od nacisków inwestorów i twardych realiów artyści i projektanci eksperymentują z nowymi definicjami swojej sztuki. Jednej z możliwych definicji dostarcza kurator Betsky, który mówi, że "architektura to sposób w jaki wyobrażamy sobie, obrazujemy, przedstawiamy, kształtujemy a nawet proponujemy krytyczne alternatywy dla środowiska tworzonego przez człowieka". Jeżeli tak, to Lenin nie miał racji, upierając się, że najważniejszą ze sztuk jest kino. Jest nią architektura.