O internetowym linczu, jakiego doświadczyła pisarka, napisała "Gazeta Wyborcza".
Wszystko zaczęło się od słów wypowiedzianych przez autorkę "Ksiąg Jakubowych" w TVP Info już po odebraniu przez nią nagrody Nike 2015 za tę książkę. - Trzeba będzie stanąć z własną historią twarzą w twarz i spróbować napisać ją trochę od nowa, nie ukrywając tych wszystkich strasznych rzeczy, które robiliśmy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów - mówiła Tokarczuk. To wystarczyło, by rozpoczęła się nagonka.
"GW" przywołuje pojawiające się na forach i w komentarzach pod tekstami wpisy, w których internauci sugerują, by odwiedzić pisarkę w miejscu jej zamieszkania. Sugerowano, że po takich wypowiedziach Olga Tokarczuk nie powinna się czuć w Polsce bezpiecznie. Sprawie przygląda się prokuratura, a pojawiające się w sieci wpisy swoją drogą analizuje prawnik autorki.
Ona sama do całej sprawy odniosła się na Facebooku. Podkreśliła, że ze swoich słów się nie wycofuje - co więcej, dodała, że nie powiedziała niczego, co byłoby nieznane historykom oraz ludziom, którzy mają podstawową wiedzę na temat historii Polski.
W życiu nie doświadczyłam tyle zmasowanej nienawiści, co w ciągu ostatnich trzech dni. Głęboko współczuję wszystkim hejtowanym - dodała pisarka na koniec.