Rozmowy między Kim Dzong Unem a Donaldem Trumpem załamały się. Amerykanie wznawiają loty swoich bombowców, które mają zmusić Kima do ustępstw. Pech jednak chce, że koreański samolot pasażerski po awarii transpondera leci dokładnie trasą, którą do tej pory wybierały amerykańskie maszyny.

Reklama

Gdy Airbus A320 znajduje się w zasięgu rakiet przeciwlotniczych komunistów z północy, pada rozkaz otwarcia ognia. Wściekły prezydent Południowej Korei postanawia zemścić się więcna Kim Dzong Unie, bo nie chce podzielić losu swojej poprzedniczki, której poparcie zaczęło spadać, gdy nie zareagowała przez kilka godzin na katastrofę promu z dziećmi. Bez powiadomienia Amerykanów każe więc wystrzelić sześć pocisków cruise – trzy w siedzibę dowództwa lotnictwa a trzy w jedną z rezydencji dyktatora.

Media

Teraz rozwój wypadków następuje bardzo szybko. Korea Północna myśli, że atak przeprowadzono na zlecenie USA, do tego głupie tweety Donalda Trumpa sprawiają, że Kim myśli, że on był celem, a inwazja amerykańska to tylko kwestia minut. Pada więc rozkaz odpalenia rakiet na Tokio, Seul, Busan i Guam.

Po reakcji amerykańskiej i nalotach na pozycje wyrzutni i wojsk Północnej Korei Kim nie może się już wycofać. Liczy, że straty przeciwnika sprawią, że Waszyngton się ugnie i rozpocznie negocjacje pokojowe. Uważa bowiem, że Trumpowi brakuje siły, patriotyzmu i odwagi, by kontynuować wojnę. Wydaje więc rozkaz odpalenia rakiet balistycznych z głowicami atomowymi na Nowy Jork, siedzibę prezydenta na Florydzie oraz bazy w Pearl Harbour i San Diego…

Sama książka nie jest klasycznym technotrillerem w stylu powieści Toma Clancy’ego. To suche przedstawienie faktó w w stylu rządowego dokumentu. Autor beznamiętnie przekazuje w niej zeznania jeńców i urzędników oraz wnioski z działań administracji rządowych.

Dr Lewis zwraca uwagę, na najdrobniejsze szczegóły i zbiegi okoliczności, które doprowadziły do opisywanej, hipotetycznej sytuacji. Wpływ na wybuch wojny mają bowiem takie drobnostki, jak usytuowanie kompleksy prezydenckiego w Południowej Korei czy fakt, że Donald Trump grał akurat w golfa, a jego współpracownicy byli oddaleni od jego rezydencji na Florydzie.

Reklama

Wszystko napisane jest tak, że prawdopodobieństwo przedstawionych wydarzeń jest niezwykle duże. Czytając choćby fikcyjne tweety prezydenta USA ma się wrażenie, że Donald Trump mógłby takie wpisy do sieci wrzucić. Jednocześnie autor pokazuje też, że wystarczyłaby jedna decyzja któregoś z przywódców, by powstrzymać spiralę wojny i załagodzić sytuację. Ze względu jednak na ich cechy charakteru i paranoję oraz próby utrzymania swojego wizerunku, żaden nie zdecydował się choć przez chwilę pomyśleć, do czego ich działania doprowadzą.

Czyta się to świetnie, choć w paru miejscach autor mógłby pójść dalej – brakuje choćby reakcji Rosji i Chin czy państw NATO na to, co dzieje się na Półwyspie. Dr Lewis koncentruje się bowiem tylko na działaniu trzech państw – Korei Północnej, Południowej i USA.

Ekspert łumaczy magazynowi Verge, że chciał pokazać Amerykanom, jak rozumuje reżim w Pjongjangu. Ma bowiem wrażenie, że nie do końca administracja Donalda Trumpa wie, w co gra Kim Dzong Un. Dlatego liczy, że eksperci prezydenta przeczytają "The 2020 Commission Report on the North Korean Nuclear Attacks Against the United States: A Speculative Novel" i wyciągną z niej pewne wnioski. W rozmowie z portalem tłumaczy też, że choć – jego zdaniem - jest zaledwie jednoprocentowa szansa na zrealizowanie się nakreślonego scenariusza, to i tak jest to zbyt duże prawdopodobieństwo wybuchu wojny, by nie starać się złagodzić napięcia na Półwyspie Koreańskim.