W sztuce pisarskiej trudno znaleźć trudniejsze zadanie, niż powieść kryminalna, której narratorem jest dziecko. Szczególnie, gdy należy do niego nie tylko snucie opowieści, lecz także prowadzenie śledztwa. Na odważnego literata tu czeka wiele pułapek - zaś każdy błąd dyskwalifikuje całe przedsięwzięcie. Dla przykładu, nadanie bohaterowi infantylnych cech powierzchownych przy zachowaniu dorosłego sposobu rozumowania powoduje, że czytelnik traci wiarę w realność całej historii.

Podobnie sprawy się mają z licznymi ograniczeniami, na jakie w rzeczywistości natrafiłby młodociany detektyw - schematy kina familijnego (dzieciarnia ratuje świat przed zagładą) charakteryzują się jednak pewną dozą rozbrajającej głupoty. Dodajmy do tego zestawu kłopoty z wiarygodnym językiem (jak sprawić, by dzieci brzmiały jak dzieci?), życiowym doświadczeniem (siłą rzeczy niewielkim) oraz sensowną motywacją (sama ciekawość nie wystarczy) i mamy niemal kwadraturę koła.

Przykładem perfekcyjnej literackiej konstrukcji, która omija wszystkie wymienione tu mielizny, jest ekstrawagancki "Dziwny przypadek psa nocną porą" Marka Haddona - kryminał, którego narratorem autor uczynił autystycznego chłopca. Inna sprawa, że ta książka ostatecznie myli tropy, odchodząc od zagadki związanej ze zbrodnią. Natomiast Martha Grimes w cyklu powieści o 12-letniej Emmie Graham konsekwentnie stawia na budowanie kryminalnego napięcia, przenosząc klasyczną intrygę a la Agata Christie w świat amerykańskiej prowincji widzianej oczami rezolutnej dziewczynki. W zeszłym roku dostaliśmy "Hotel Paradise", pierwszą część serii. Teraz czas na drugą - "Stacja Cold Flat Junction". Szczęśliwie, choć książki układają się w spójną całość, można też bez większego bólu czytać je oddzielnie.

Grimes pisze z talentem, pasją i wybitnym darem obserwacji - egzotyczny Midwest w jej powieści jest krainą przyprószoną kurzem, leniwą i osadzoną w szczególnej bezczasowości. Jak mawiają Amerykanie, leży gdzieś "in the middle of nowhere". Nie wiemy dokładnie, czy czytamy o latach 50. czy 60. - nie ma to zresztą większego znaczenia, jakby konwencja narzucona przez autorkę nie wymagała od nas takiego dookreślenia. Mała Emma, dziecko niezależne i dość sfrustrowane, mieszka w podupadłym hotelu prowadzonym przez swoją matkę, a zamieszkanym przez rozmaite dziwaczne indywidua. Ponieważ nikt się nią nie zajmuje, żyje we własnym świecie i chodzi swoimi ścieżkami. Fascynuje ją przeszłość, a zwłaszcza mroczna zagadka sprzed 40 lat - w pobliskim jeziorze odnaleziono wówczas zwłoki dziewczynki w jej wieku. Jakby tego było mało, Emma kręci się wokół sprawy kolejnej zbrodni, którą popełniono całkiem niedawno. W jej dociekliwej główce pewne wątki zaczynają się łączyć...

Ani przez chwilę nie mamy wrażenia, że autorka próbuje nas oszukać, balansując na granicy prawdopodobieństwa - bohaterka jest dzieckiem i myśli jak dziecko. Oprócz umiejętnie budowanego suspensu "Stacja Cold Flat Junction" oferuje, nawiasem mówiąc, coś jeszcze - ciepłą refleksję o bólu starości, pamięci, samotności i poświęceniu. Z Emmy czyni zaś nieoczekiwane medium, które skupia wszystkie te emocje i wyrzuca je z siebie w ironicznej, zabawnie dziewczynkowatej opowieści.


Stacja Cold Flat Junction
Martha Grimes, przeł. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, W.A.B. 2007











Reklama