Minęło właśnie pół roku od rozpoczęcia przez Rosję bandyckiej wojny z Ukrainą. Wojny, która, miejmy nadzieję, będzie gwoździem do trumny moskiewskiego imperializmu. Ukraina okazała się nie tylko państwem bohaterskim, lecz także państwem dużo od Rosji nowocześniejszym, nie tylko jeśli idzie o strategię i taktykę wojskową, lecz także o systemy demokratycznej władzy i społeczną dystrybucję odpowiedzialności. Największe zdumienie okupantów musiało budzić to, że milionowe rzesze rosyjskojęzycznych mieszkańców Ukrainy opowiedziały się przeciw Rosji, nie chcąc mieć nic wspólnego z „russkim mirem” i putinowską dyktaturą. Wielu z tych ludzi, których Rosjanie w ogóle za Ukraińców nie uważali, było i jest gotowych poświęcić życie, byle nie trafić w objęcia Moskwy.
A przecież miało być tak łatwo - blitzkrieg, a potem „ostateczne rozwiązanie” kwestii ukraińskiej za pomocą sprawdzonych metod: szantażu, terroru, czystek, wywózek i „referendów”. Wszystko to naturalnie w imię braterskiej miłości i „scalania ziem ruskich”. Propaganda reżimu Putina to bełkot swobodnie łączący okrutny, groteskowy militaryzm z bredzeniem o światowym pokoju, układający puzzle z haseł stalinowskich, faszystowskich, ultraprawicowych, religijnych i nacjonalistyczno-wielkoruskich, sączący jednocześnie narrację imperialną i izolacjonistyczną. W tym wielobarwnym ścieku wprawne oko od razu wychwyci znajome barwy: nie tylko sowieckie, lecz także o starszej proweniencji, z epoki, gdy rosyjski imperializm krzepł i znajdował swój język, czyli z XIX stulecia.
Znakomicie opowiada o tym, analizując ówczesny dyskurs literacki, monografia Ewy Thompson „Trubadurzy imperium. Literatura rosyjska i kolonializm” (przeł. Anna Sierszulska, Universitas 2000). Teraz z kolei na polski rynek trafia praca, która stanowi szczególne studium przypadku - „Orientalizm po rosyjsku. Górale Kaukazu Północnego i pogranicze gruzińskie, 1845-1917” amerykańskiego historyka Austina Jersilda; to książka wprawdzie sprzed dwóch dekad, ale opatrzona przez tłumacza Jerzego Rohozińskiego aktualizującą przedmową i posłowiem przynosi nadspodziewanie świeże spojrzenie na kolonializm à la russe.