Robert Kaplow "Kto zabija najsławniejszych amerykańskich pisarzy?'
(oryg. "Who’s killing the great writers of America?")
przeł. Magdalena Słysz
Wyd. Świat Książki 2009
p
Czy tytuł książki to ważna sprawa? Owszem, nawet bardzo. W końcu są powieści, które już samym tytułem wabią wystarczająco mocno – choćby „Sto lat samotności”, „Plugawy ptak nocy” czy z całkiem innej beczki „Kłopoty to męska specjalność”. Robert Kaplow wygrywa tytułem – „Kto zabija najsławniejszych amerykańskich pisarzy?” to fraza przyciągająca uwagę. Szkoda jednak, że poza tytułem i dobrym pomysłem, powieść niewiele ma do zaoferowania.
Robert Kaplow, amerykański scenarzysta i pisarz, obmyślił niezłą intrygę, na kartach książki zgromadził bestsellerowych amerykańskich pisarzy od Danielle Steel po Stephena Kinga i nakazał im drżeć przed anonimowym mordercą. Oto uwielbiani przez rzesze czytelników twórcy giną bowiem w niewyjaśnionych okolicznościach, prawdopodobnie z rąk szaleńca. Przy tym najbardziej przebiegłym okazuje się autor „Lśnienia”, który podejmuje się samozwańczego śledztwa, by wyjaśnić krętą sprawę.
Brzmi to wszystko całkiem dobrze, więc dlaczego tak okropnie się czyta? Kaplow zafundował nam dwieście trzydzieści stron kompletnie nieśmiesznej, mętnej intrygi, rozwiązanej zresztą w tyle zaskakujący, ile idiotyczny sposób. „Skrząca się humorem błyskotliwa satyra na świat wydawniczy” okazuje się bublem. Pisarz nakazuje nam się śmiać z tak wyrafinowanych dowcipów, jak pani o nazwisku Rene Obsrajłeb albo tytułu kolejnego cyklu filmów mistrza horroru, który miałby brzmieć „W dupie Stephena Kinga”. Do tegocała intryga jest prowadzona tak nieskładnie i bez polotu, że konia z rzędem temu, kto będzie umiał przebrnąć przez to bez bólu głowy. Po kartkach powieści błąkają się jeszcze Gerard Depardieu i Steve Martin, którzy w kompletnie nieprzekonujący sposób stają się ważni dla rozwiązania całości. A humor jest na miarę filmów z tym drugim w roli głównej.
Może i warto docenić całkiem inteligentny pomysł autora, by ostrzem satyry pociachać cały zazdrosny, małostkowy, czasem zwyczajnie idiotyczny światek autorów i wydawców oraz licznych wielbicieli i zagorzałych wrogów literatury; szkoda tylko, że koncept został pogrzebany nieudolnym wykonaniem. Matt Selman, producent serialu „Simpsonowie” – jak dowiadujemy się z okładki – rzecz chwali słowami: „Dla wszystkich, którzy nienawidzą książek”. Niestety, muszę się z nim zgodzić – jeśli do tej pory nie lubiliśmy czytać, to po tej powieści nasza nienawiść się pogłębi.