ŻYCIE W OBRAZKACH
(Life, In Pictures)
scenariusz i ilustracje: Will Eisner
przeł. Jacek Drewnowski
Egmont Polska 2009
99 PLN
Ocane: 6
_____________________________________________________________________________
Gdy ponad cztery lata temu świat usłyszał smutną wiadomość o śmierci Willa Eisnera, w Polsce jego twórczość była praktycznie nieznana. Owszem, niemal każdy fan opowieści obrazkowych słyszał jego nazwisko – Eisner Award to w końcu najbardziej prestiżowa nagroda dla twórców komiksów, branżowy odpowiednik Oscara (sam Eisner też miał na koncie kilka Eisnerów). Na szczęście ta bolesna luka została szybko uzupełniona – „Życie w obrazkach” to ostatni z wielkich komiksów artysty, które do tej pory nie miały premiery w Polsce.
Album składa się z pięciu opowieści, pozornie od siebie oderwanych, rysowanych w różnych okresach twórczości Eisnera. Nie wszystkie są autobiograficzne – w niektórych, jak w opisującym amerykański rynek komiksowy lat 30. „Marzycielu”, artysta ukrywa siebie i innych bohaterów pod pseudonimami, łatwo jednak rozszyfrować, o kogo i o jakie wydarzenia chodzi. Inne są fikcyjne, choć mocno czerpiące z życiowych doświadczeń rysownika. A jednak wszystkie układają się w spójną całość, wierny momentami jedynie portret barwnej osobowości, tytana pracy, który swoim uporem i talentem na trwałe zmienił komiksowe medium. Portret podkoloryzowany – sam autor przyznaje, że to opowieści „z zagraconej szafy, gdzie trzyma duchy przeszłości” – ale nie przekłamany.
Eisner był rewolucjonistą komiksu, jedną z pierwszych osób, które uwierzyły, że historyjki obrazkowe nie muszą być jedynie tandetną rozrywką z ostatnich stron gazet. Rozpoczynał karierę w czasach Wielkiego Kryzysu, gdy spadł nawet popyt na groszowe wydawnictwa publikujące sensacyjne komiksowe opowiastki. Założył również agencję sprzedającą gotowe historyjki innym mediom – wśród jego współpracowników znalazł się nawet Bob Kane, późniejszy twórca postaci Batmana. Do jego drzwi pukali również Joe Shuster i Jerry Siegel – przynieśli gotowy projekt, który Eisner odrzucił jako zbyt amatorski. Był to „Superman”, komiks, który w ciągu kilku lat zbudował potęgę wydawnictwa DC i dał impuls tysiącom naśladowców. Po latach Eisner wspominał ten epizod ze śmiechem i bez cienia goryczy, świadomy, że błędów, które popełnił, nie zdoła odwrócić. Na „małym Dzikim Zachodzie”, jak nazywał raczkujący amerykański przemysł komiksowy, pomyłek nie udało się uniknąć. Zresztą „Superman” nie pasował do Eisnera – komiks szybko stał się sztampowy, rysowany byle szybciej, byle zaspokoić potrzeby olbrzymiej – bo kilkumilionowej – rzeszy czytelników czekających na kolejny numer co miesiąc. Eisner potrzebował czegoś więcej, potrzebował przełamania stereotypów, wymagał od siebie i swoich współpracowników coraz większej inwencji, indywidualności, oryginalności. W komiksie „Marzyciel” pojawia się znacząca scena – by podołać liczbie zamówień, Eisner szykuje dla rysowników ze swojej agencji gotowe plansze podzielone na kadry, wystarczyło dorysować do nich postaci i dopisać dialogi. Decyduje się na to, bo musi zaoszczędzić na czasie i zwiększyć wydajność pracy, ale do swojego wspólnika mówi: „Nie chcę tego robić… Ucierpi jakość układu plansz”. Perfekcjonista Eisner gorąco sprzeciwiał się bowiem jakimkolwiek próbom wtłoczenia komiksu w sztywne ramy i ograniczania swobody twórczej. Komiks nie miał być produktem, ale sztuką, twierdził i sam trzymał się tej zasady przez całą, blisko siedemdziesięcioletnią karierę. Dowiódł tego nie tylko późnymi arcydziełami, takimi jak „Umowa z Bogiem” czy „Nowy Jork”, ale także wczesną serią sensacyjnych komiksów „Spirit”, w których opartą na popularnych schematach fabułę niemal w całości podporządkował wyrafinowanej szacie graficznej.
Ale choć portret Eisnera komiksiarza jest w tym tomie najciekawszy, „Życie w obrazkach” nie jest wyłącznie autobiografią artysty. Najobszerniejszą opowieścią w tomie jest „W środek burzy” – opowieść młodego Willa, który jadąc na front (został wcielony do armii po przystąpieniu USA do koalicji antyhitlerowskiej w 1942 roku), wspomina dzieciństwo swoje i swoich przodków. Nie jest to jednak sielankowy obraz szczenięcych lat, ale przygnębiająca historia zmagań z wrogością i antysemityzmem, wnikliwy zapis rodzących się i narastających uprzedzeń. Ale gorycz miesza się tutaj z radością czerpaną z drobiazgów, a poczucie zagrożenia z nadzieją. Nadzieją, którą daje nie tylko godne życie, ale także – a może przede wszystkim – sztuka.