- Utwory z tej operetki kojarzy niemalże każdy, choć może nie zawsze wie, że z niej właśnie pochodzą, na pewno podczas koncertów śpiewa je z artystami cała publiczność, niezależnie od miejsca występu. Poza tym to piękna, ponadczasowa opowieść o miłości - niemalże rówieśniczka polskiej niepodległości - mówi Iwona Wujastyk, dyrektor Mazowieckiego Teatru Muzycznego. I rzeczywiście, kto nie rozpozna takich utworów, jak "Co się dzieje, oszaleję!", czy "Tak całkiem bez dziewczątek" nie znając tytułów, ale słysząc kilka pierwszych nut.

W 1914 roku najwybitniejsi libreciści wiedeńscy - Leo Stein i Bela Jenach stworzyli libretto osnute wokół miłości syna arystokratycznej rodziny austriackiej do tytułowej szansonistki z budapeszteńskiego teatrzyku. Pełne humoru, zwrotów akcji a przede wszystkim śpiewu.

Pracę nad pierwotną wersją tej operetki przerwała I wojna światowa a premiera ostatecznie odbyła się 13 listopada 1915 roku. W Polsce widzowie mogli zagłębić się w tę miłosną historię w okresie wojny, a dokładnie 4 kwietnia 1917 roku. Dziś powraca "na salony" a właściwie na deski Teatru Palladium i w opracowaniu Mazowieckiego Teatru Muzycznego. - Rok 2018 - to rok 100-lecia Niepodległej Polski, dlatego też wybraliśmy utwór piękny, radosny, ale też ten, na którego losy wpływ miała I wojna światowa, a jej zakończenie stało się początkiem zasłużonego rozwoju i sławy - mówi Iwona Wujastyk.

Tej radości a zarazem lekkości w "Księżniczce Czardasza" w reżyserii Michała Znanieckiego rzeczywiście nie da się nie zauważyć. Śmiało można powiedzieć, że porywa widza i czaruje już od pierwszej sceny, a właściwie taktów zagranych przez Orkiestrę Mazowieckiego Teatru Muzycznego pod dyrekcją Rafała Kłoczko. Wir wydarzeń, nagłe zwroty akcji, dramaturgia i emocje to zasługa bardzo dobrze dobranego zespołu aktorów i solistów pojawiających się na scenie. Tytułowa księżniczka Czardasza, w którą wciela się Marcelina Beucher jest postacią barwną i intrygującą. Partnerujący jej Hubert Stolarski w roli księcia Edwina również nie umyka uwadze widza i wspólnie tworzą parę bardzo wyrazistą. To samo zresztą można powiedzieć o rolach drugoplanowych jak księżna Anhilda, w rolę której genialnie wciela się Aleksandra Hofman, hrabianka Stasi, czyli Wioletta Białk oraz hrabia Boni Kancsianu grany przez Mikołaja Adamczaka.

"Księżniczka Czardasza" w reżyserii Znanieckiego to nie tylko śpiew, ale i choreografia stworzona przez Ingę Pilchowską sprawiają, że całość nabiera jeszcze bardziej wyjątkowego charakteru.

Znaniecki to jedna z najciekawszych osobowości ostatnich lat, a jego realizacje nie tylko w Polsce, ale i na świecie zbierają pozytywne recenzje.

Ciekawostką jest, że pracę nad mazowiecką „Księżniczką” reżyser zaczął kilka godzin, po swojej ostatniej premierze w Buenos Aires.

Wisienką na torcie są stroje zaprojektowane przez Magdalenę Dąbrowską. Z jednej strony klasyczne, nawiązujące do epoki, w której rozgrywają się prezentowane na scenie wydarzenia, z drugiej dosyć awangardowe nawiązujące do współczesnego świata. To pomieszanie sprawia, że widz nie tylko z przyjemnością wgłębia się w opowiadaną muzyką i śpiewem historię, ale cieszy też swoje oko. Na uwagę zasługuje także minimalistyczna w formie, mobilna scenografia, która w mgnieniu oka przenosi widza z miejsca na miejsce. Uwspółcześnione dialogi sprawiają, że operetka powstała ponad sto lat temu jest czytelna i nie nudzi widza, który z tą formą sztuki dotychczas miał niewiele wspólnego.

Najbliższe spektakle odbędą się już 12 i 13 maja o godz. 18.00 w sali Teatru Palladium. Szczegółowe informacje na www.mteatr.pl