Pisarka przyznała, że od czasu odebrania nagrody Nobla ma kłopoty ze snem. Jej zdaniem wiąże się to ze zmęczeniem, natłokiem wydarzeń, wyrwaniem z naturalnego dla niej spokojnego trybu życia. "To nie ja się zmieniłam, to świat wokół mnie się zmienił" - oceniła.
Obecnie planuje miesiąc całkowitej samotności i oderwania od rzeczywistości - chce wrócić do pisania. Nawet mąż pisarki musiał pogodzić się z faktem, że nie będzie w tym okresie mile widziany.
Popularność, jaką cieszy się laureatka literackiego Nobla, choć oczekiwana, z drugiej strony jednak ją zaskoczyła. Po rozpoznaniu przez klientów Biedronki, na zakupy w Auchan Tokarczuk wybrała się w przebraniu - rozpuściła dredy, założyła beret i okulary. Nic to nie dało - została rozpoznana przy stoisku z orzeszkami. "Czy już nigdy nie będę mogła anonimowo buszować po lumpeksach?" - zmartwiła się noblistka.
Wisława Szymborska żyła w czasach przedinternetowych, gdy ludzie mieli jeszcze jakąś kontrolę nad swoim wizerunkiem. "Jeżeli Szymborska użyła słowa +katastrofa+ na opisanie sytuacji +po Noblu+, to ja nie mam adekwatnego słowa, może +masakra+ byłoby odpowiednie?" - zastanawiała się Tokarczuk.
Wiele osób odebrało wykład noblowski Tokarczuk zatytułowany "Czuły narrator" jako rodzaj manifestu, pisarka zastrzegła jednak, że literatura nie ma ambicji bycia manifestem. "To zdarza się w czasach zamętu, że literatura schyla się do formy manifestu.(...) My raczej staramy się zdiagnozować rzeczywistość, pokazać ją z różnych punktów widzenia. Ale ludzie potrzebują manifestów i wstawiają takie sensy w dzieło literackie" - mówiła.
"Ludzie nie rozumieją czułości" - mówiła Tokarczuk nawiązując do swojego wykładu w Sztokholmie. "Czuły narrator nie jest czułostkowy. Czułość jest potężną energią, która potrafi walczyć, bronić, postawić na swoim" - wyjaśniła Tokarczuk wspominając czas, gdy pisała książkę "Prowadź swój pług przez kości umarłych”. Z czułością, - jak mówiła - pisała historię o gniewie i prawie do niego, "którego często sobie odmawiamy". Tymczasem właśnie gniew jest "bardzo zdrową energią, która potrafi zmieniać nasze otoczenie" - jak mówiła pisarka.
W Sztokholmie Tokarczuk mówiła o dezinformacji, którą niesie ze sobą korzystanie z internetu. W poniedziałek zauważyła, że pisarz staje dziś w bardzo dwuznacznej sytuacji, bo fikcja literacka włącza się w zalew internetowych kłamstw i przeinaczeń. Jaki odpowiedzieć na padające niekiedy z sali podczas spotkań z czytelnikami pytanie "czy to się zdarzyło naprawdę?", które pisarka uważa za "niezwykle deprymujące". Jest zdania, że fikcja literacka osiąga pewien stopień realności o ile odnosi się do mitu - czegoś, "co nigdy się nie wydarzyło, ale przecież dzieje się cały czas". Zauważyła też, że postacie literackie potrafią być trwalsze od tych, którzy je wymyślili - "Tołstoj zmarł dawno temu, ale Anna Karenina wciąż porusza czytelników" - wyjaśniła.
Tokarczuk wspominała początki pisania, gdy widziała w nim przede wszystkim sposób ekspresji samej siebie. Świadomość, że jest to rozmowa z czytelnikiem, przyszła później i dała jej "poczucie mocy". Pisanie jest dla niej czynnością "tajemniczą i mistyczną". "Mój narrator jest większy niż ja, czuję, że wykracza poza mnie, to głos, który opowiada historię. Jest potężny. Zależność między autorem a narratorem jest dużo głębsza, niż przypuszczaliśmy" - mówiła. Jako psycholog z wykształcenia stara się badać tę "konstrukcję psychologiczną" jaką jest narrator - głos, który opowiada historię wymyśloną przez autora, bo jednak autor nie do końca nad narratorem panuje.
Zapytana, jaki artykuł wpisałaby do konstytucji, gdyby miała taką możliwość, Tokarczuk powiedziała, że najważniejsze wydają się prawa zwierząt, to, żeby przestać traktować je jako przedmioty. Przywołała przykład Indii, gdzie niedawno delfiny zyskały status "osób nieludzkich". "Nadszedł czas żebyśmy się ogarnęli i zaczęli traktować zwierzęta z czułością, rozważnością, nie jak maszyny, ale jako osobne istoty" - dodała pisarka.
Spotkanie z Olgą Tokarczuk odbyło się w warszawskiej redakcji "Gazety Wyborczej".