Od początku kina wielu reżyserów szukało inspiracji w pracy taksówkarza. Z początku lat pięćdziesiątych XX wieku pochodzi zapomniana już francuska komedia André Hunebelle’a „Monsieur Taxi” (polski tytuł: „Taksówka 3886”). W 1963 r. Jan Batory na podstawie powieści "Śmierć i Kowalski" Macieja Słomczyńskiego zrealizował kryminał "Ostatni kurs". W kryminalno-dokumentalnej konwencji Andrzej Trzos-Rastawiecki nakręcił zaś debiutancki "Zapis zbrodni", w którym pojawił się wątek zabójstwa taksówkarza spod Łodzi.

Reklama

"Zmiennicy" Stanisława Bareji

W kwietniu 1983 r. Stanisław Bareja ukończył zdjęcia do telewizyjnego serialu "Alternatywy 4", na którego premierę czekał ponad trzy lata. Doskonale znał wyświetlanego pod koniec lat siedemdziesiątych na ekranach polskich kin "Taksówkarza" z Robertem De Niro w tytułowej roli. Film Martina Scorsese wywarł na nim duże wrażenie. Znał także wymienione wyżej polskie produkcje. Motyw taksówkarza lub typowego dla PRL "łebkarza" - kierowcy zarobkowo podwożącego przygodnych pasażerów prywatnym lub służbowym wozem - często pojawiał się również we wcześniejszych filmach Barei. Idea serialu, w którym perypetie taksówkarza są pretekstem do szerszego spojrzenia na społeczeństwo PRL, narodziła się w 1984 r., gdy Bareja poznał satyryka i scenarzystę Jacka Janczarskiego. Początkowo serial miał nosić tytuł "Taksówkarz", późniejszy roboczy tytuł brzmiał "Taksówka 1313", by ostatecznie przeobrazić się w "Zmienników".

Reklama

Według scenopisu przygotowanego przez Bareję serial miał mieć osiem odcinków, jednak do produkcji trafiło ich piętnaście. Rolę Kasi Pióreckiej reżyser zamierzał powierzyć Jadwidze Jankowskiej-Cieślak, aktorka jednak odmówiła. Przed kamerą stanęła Ewa Błaszczyk, prywatnie - żona Janczarskiego. Reżyser powierzył jej podwójną rolę Katarzyny Pióreckiej, która przeistacza się w Mariana Koniuszkę, by zdobyć upragnioną pracę kierowcy w przedsiębiorstwie taksówkowym. Podobny zabieg Bareja zastosował już w komedii "Poszukiwany, poszukiwana" (1973).

Główna rola męska przypadła Mieczysławowi Hryniewiczowi. Zanim zasiadł na fotelu kierowcy serialowej taksówki 1313, u Andrzeja Trzos-Rastawieckiego zagrał mordercę taksówkarza we wspomnianym już, opartym na faktach, "Zapisie zbrodni" (1974). Angaże do serialu otrzymali również m.in. Krzysztof Kowalewski, Kazimierz Kaczor i Wojciech Pokora, aktorzy większości późnych Barejowskich komedii. Drugiemu reżyserowi (i odtwórcy sześciu ról) serialu Zdzisławowi Szymborskiemu udało się przekonać do udziału także Irenę Kwiatkowską, która w telewizyjnych serialach pojawiała się niezwykle rzadko, i to niemal wyłącznie u Jerzego Gruzy. Na liście płac znaleźli się też inni wybitni aktorzy, m.in. Mieczysław Czechowicz, Mariusz Dmochowski, Jan Englert, Mariusz Benoit, Ignacy Machowski, Jan Kobuszewski, Bronisław Pawlik, Zdzisław Wardejn, Stanisława Celińska, Wiesława Mazurkiewicz, z aktorów młodszego pokolenia - Artur Barciś, Zbigniew Zamachowski i Anna Gornostaj.

Absurdy i realia późnego PRL

"Serial +Zmiennicy+ jest znakomitą komedią satyryczną, która się nie zestarzała mimo upływu 35 lat od telewizyjnej premiery. Ten typ humoru jest do dziś świetnie odbierany przez widzów. Serial ma także walor dokumentalny: pokazuje klimat tamtych czasów, absurdy i realia późnego PRL. Był inspirowany życiem i relacjami zwykłych ludzi uwikłanych w rzeczywistość PRL. Dla młodych ludzi, którzy oglądają go teraz, wiele sytuacji może stanowić świadectwo tamtych czasów" - powiedział PAP kierownik Biblioteki Filmoteki Narodowej–Instytutu Audiowizualnego i historyk filmu Adam Wyżyński.

Zdjęcia do serialu rozpoczęły się 15 maja 1985 r. od ujęcia przed budynkiem szkolnym przy ul. Bełskiej w Warszawie. Trwały do września tego roku. Kilka ujęć dokręcono w listopadzie, a ostatni klaps operator Wojciech Jastrzębowski usłyszał 23 stycznia 1986 r. w Bangkoku, gdzie ekipa w okrojonym składzie udała się wraz z ostatnią wycieczką Orbisu przed porą monsunową do Tajlandii. Do odcinka "Obywatel Monte Christo" znaczną część zdjęć realizowano w Berlinie Zachodnim.

"Jedno życie, a spraw tyle/ugryźć sam nie jesteś w stanie/ Któż zastąpi cię na chwilę, solidarnie da ci zmianę?/ Zmniejszy trosk twych utarg dzienny, lekko, łatwo i przyjemnie? /Zaufania godny zmiennik i na odwrót i wzajemnie" - śpiewał schrypniętym głosem Przemysław Gintrowski. Tytułowa piosenka wykonana przez niego przy akompaniamencie zestawu klawiszowego stała się znakiem rozpoznawczym serialu.

"Zmiennicy" powstawali w czasie kryzysu gospodarczego, z jakim borykał się schyłkowy już PRL. Komunistyczna władza słynęła z "poczucia humoru": 1 kwietnia 1985 r. zakpiła z obywateli, ogłaszając podwyżkę cen gazu, energii elektrycznej i węgla. Z miesiąca na miesiąc drożała żywność dostępna na kartki. Latem tego roku zdrożały mięso i wędliny. Mimo wszechobecnej bylejakości i marazmu związany od 1980 r. z solidarnościową opozycją reżyser wierzył, że koniec komunizmu jest nieuchronny, lecz nikt jeszcze nie wiedział, kiedy nastąpi.

Zarówno w serialu +Zmiennicy+, jak i we wcześniejszych filmach Bareja zmagał się nieustannie z cenzurą. Był człowiekiem odważnym i bezkompromisowym. Płacił za to wysoką cenę, tracąc nerwy i zdrowie w trakcie kolaudacji, na których jego filmy były bezpardonowo atakowane. Odszedł w wieku 59 lat, cztery miesiące przed premierą swojego ostatniego serialu - czyli właśnie Zmienników - wyjaśnił Wyżyński.

W jednej ze scen główny bohater Jacek (M. Hryniewicz) udawał pracownika spółdzielni, który kontroluje stan balkonów w budynku. No i co? Zawali się? - pytała go zaniepokojona właścicielka mieszkania. I to z jakim hukiem! - odpowiadał "kontroler", lecz 35 lat temu ta i wiele podobnych aluzji politycznych było czytelnych dla przeciętnego telewidza, który wiedział, że chodzi tu o system, a nie o balkon w bloku na warszawskim osiedlu Służew nad Dolinką. Bareja w mistrzowski sposób opanował sztukę omijania cenzury i przemycania nieprawomyślnych treści w swoich filmach i serialach. Chcieli przejść przez tę rzekę, ale nie dali rady. Przepędził ich sam generał Sikorski - słyszymy w jednej ze scen dziewiątego odcinka ukryte w pozornie neutralnym dialogu nawiązanie do klęski, jaką ponieśli bolszewicy nad Wkrą w 1920 r.

Dajcie mi człowieka, a sprawa zawsze się znajdzie - ulubiona sentencja personalnego Łukasika (Krzysztof Zaleski) to parafraza Dajcie mi człowieka, a paragraf zawsze się znajdzie - stalinowskich sędziów i prokuratorów.

W "Zmiennikach" podobnie jak w swoich innych komediach Bareja rozprawiał się z wszechobecnym w PRL propagandowym bełkotem i nowomową panującą niepodzielnie zarówno w mediach, jak i w życiu codziennym.

Zadamy kłam bezpodstawnej plotce. Spokój przywrócony budynkowi umożliwi pełny relaks, a co za tym idzie wzmożoną energię do pokonywania postawionych zadań. Praca zaś i jej wyniki wyciągną kraj z chwilowej depresji, do której wepchnęły nas wiadome siły - mówił prezes spółdzielni mieszkaniowej, Owsiany, do lokatorów budynku, w którym rzekomo słyszano odgłosy z zaświatów.

W ostatnim serialu Barei pojawiły się wątki dotąd traktowane wstydliwie lub w kinie PRL przemilczane, m.in. handel kradzionym z kolejowych cystern paliwem i dewizami, ustawione mecze piłkarskie i "deale" sportowych działaczy, lecz także sutenerstwo i przemyt narkotyków na przemysłową skalę. Bareja z niepokojem rejestrował mechanizmy, które dekadę później nazywano już otwarcie przestępczością zorganizowaną. Obok realizowanego niemal równocześnie przez Jacka Bromskiego filmu "Zabij mnie, glino" "Zmiennicy" to zapowiedź fali przemocy, którą widać w polskich filmach lat dziewięćdziesiątych – epoki gangów i obwieszonych złotem osiłków.

"W filmie zatrudnionych było 330 aktorów, 194 epizodystów, 2020 statystów. Zdjęcia plenerowe, które stanowiły ok. 70 proc. wszystkich zdjęć, wykonywane były w bardzo ciężkich i skomplikowanych warunkach – odbywały się one w pełnym ruchu drogowym na ulicach Warszawy oraz na ruchliwych trasach wylotowych na terenie Stoł. Województwa Warszawskiego i województw sąsiednich. Zdjęcia zlokalizowane były w 237 obiektach zdjęciowych. Były to obiekty bardzo trudne w przedmiocie ich pozyskania, takie jak Międzynarodowy i Krajowy Port Lotniczy, kilka dworców kolejowych [...] zabytkowy pałac w Zatorach, wieża kontrolna lotniska, Wnętrza Gmachu Sądów, FSO, hotel Victoria, pomieszczenia NBP oraz szereg obiektów o charakterze wojskowym. Do filmu zorganizowano niezwykle skomplikowane rekwizyty, jak samoloty, helikoptery, kilkanaście radiowozów milicyjnych, kilka urządzeń radarowych, kilkadziesiąt samochodów osobowych i ciężarowych, motocykle, tramwaje [...] wozy konne, łodzie, tratwy oraz zestawy pociągów PKP" - czytamy w datowanym na 14 kwietnia dokumencie raportującym ukończenie prac nad serialem, skierowanym przez kierownictwo produkcji serialu "Taksówkarz" [wcześniejszy tytuł - przyp. PAP] do Działu Produkcji Filmów Komitetu ds. Radia i TV, czyli słynnego "Radiokomitetu".

Rekordy frekwencji

Decyzja o emisji serialu zapadła już po śmierci reżysera. Pierwszy odcinek pt. "Ceny umowne" pokazano w niedzielę 18 października 1987 r. Serial bił rekordy frekwencji, gromadząc przed ekranami miliony telewidzów. Wtedy doszło do najpoważniejszej ingerencji cenzury: w scenie awarii rejsowego samolotu LOT. Pretekstem do ostatniego ataku na Stanisława Bareję była autentyczna tragedia, jaka rozegrała się 9 maja 1987 r. w Lesie Kabackim. Na skutek defektu turbiny silnika doszło do katastrofy samolotu Ił-62M SP-LBG "Tadeusz Kościuszko" lecącego z Warszawy do Nowego Jorku. Zginęły 183 osoby. Z serialu usunięto kilka scen, które według władz TVP mogły się kojarzyć z lotem nr 5055 i urazić rodziny ofiar katastrofy. Oskarżenia Barei o "szarganie pamięci ofiar katastrofy" były manipulacją, gdyż scenę z awarią maszyny realizowano w maju 1985 r., a więc dwa lata przed zdarzeniem.

W akcji szkalowania zmarłego kilka miesięcy wcześniej artysty prym wiódł reżyser, który nie zrealizował samodzielnie żadnego filmu, lecz za to gorliwie relacjonował obrady zjazdów PZPR. Stanisław Bareja nie nakręci już żadnego filmu i nie może się bronić, dlatego uważam za niedopuszczalne, by arogancja telewizyjnej władzy nawet po śmierci skazywała Go na krzywdzące insynuacje - pisała wdowa Hanna Kotkowska-Bareja w liście otwartym opublikowanym na łamach "Tygodnika Kulturalnego" i "Tygodnika Powszechnego".

Barei zrobiliśmy krzywdę. My – sfora filmowych pismaków. Nie warto już się bić w piersi, ale warto puknąć się w czoło. Im dokładniej przyglądam się z perspektywy czasu filmom Stanisława Barei, tym konieczność owego pukania wydaje mi się bardziej oczywista. Mamy w kinie pułk proroków, szwadron natchnionych szamanów, mamy gromadkę buntowników. Mamy tuzin publicystów, tłum kreacjonistów, dwa tłumy psychologów. Mamy wreszcie kilku odkłamywaczy i kilkunastu zakłamywaczy historii oraz pięciu piewców tragizmu. Ale Bareja był tylko jeden. Sam pośród mądrych min i rozdartych dusz. Jedyny w swym zdumiewającym uporze zapisywania absurdu codzienności - pisał w kwietniu 1988 r. na łamach "Filmu" krytyk Maciej Pawlicki, który pierwszy dostrzegł, że krytyczne wobec filmów Barei opinie jego kolegów powstawały na polityczne zamówienie władz PRL.

35 lat po premierze serial "Zmiennicy" cieszy się nieustającą popularnością widzów. Tych, którzy pamiętają lata osiemdziesiąte, bawi, ale i prowokuje do refleksji. Dla młodszych widzów jest świadectwem tamtej epoki, w którym Barejowska "prawda czasu" była jednocześnie "prawdą ekranu".

autor: Maciej Replewicz