Justyna Kobus: Europa czy Ameryka? Zamieszkała pani w końcu w Hollywood? Ciągle marzy pani o wielkiej karierze w Stanach?


Sophie Marceau: Ależ nie, w Ameryce ostatnio bywam rzadko. Mieszkam i pracuję we Francji, w Paryżu. To prawda, że pracowałam nad dużymi filmami w Ameryce, ale tak naprawdę – może poza Nowym Jorkiem, który lubię, i uważam, że jest wspaniały, nie znam jej dobrze. A już na przykład Kalifornii – Los Angeles, czyli Hollywood, zupełnie nie rozumiem. Nie lubię tego miejsca. Pamiętam, gdy grałam w bdquo;Bondzie”, dziennikarze sugerowali, że zamierzam się tam przenieść. To absolutne bzdury. Ameryka jest mi obca – tamtejsza mentalność, kulturahellip; Jestem Europejką z krwi i kości, tu, w Paryżu, upewniam się o tym na każdym kroku. Europa ma wspaniałą, wielowiekową kulturę, tradycję, my, Europejczycy, jesteśmy też o wiele bardziej otwarci na świat i zwyczajnie inteligentniejsi. Nie mówię nic oryginalnego, wszyscy to wiemy. Lubię zmiany, ale takie kontrolowane, moje dzieci – zarówno 11-letni Vincent, jak i 4-letnia córeczka też zasmakowały mieszaniny kultur, ale z całą pewnością ich domem jest Europa. Bardzo lubię podróżować, poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, łatwo nawiązuję kontakty, ale nie wyobrażam sobie, bym kiedykolwiek mogła mieszkać np. w Ameryce. Nie, to nie dla mnie. Nawet kino amerykańskie sposobem opowiadania, a tym bardziej realizacji, różni się od tego, do czego jestem przyzwyczajona.



Pamiętam pani uwagę: amp;bdquo;Nienawidzę amerykańskich pocałunków, z otwartymi ustami i wywieszonymi jęzorami. Są obrzydliwe, jak pornosy”.


(Śmiech) No właśnie, to też, dokładnie tak to wygląda. Zbyt wiele rzeczy przeszkadza mi w hollywoodzkim kinie, bym mogła je uznać za swoje. Wszystko jest w nim takie dosłowne, podawane na tacy, wprosthellip; Zupełnie inaczej niż w europejskimhellip;



amp;hellip;zwłaszcza we francuskim...


To prawda. Choć oczywiście i za Oceanem powstają filmy znakomite, ambitne, szalenie inteligentne. Ostatnio coraz rzadziej, ale jednak.



To Hollywood rozdaje jednak przepustki do międzynarodowej sławy. Pani przyniosły ją role w produkcjach amp;bdquo;Braveheart” Gibsona i w filmie o Bondzie.


To prawda, nigdy nie żałowałam, że przyjęłam te role, bo było to coś zupełnie innego, nowe doświadczenie. W filmie Mela Gibsona była to rola kostiumowa, taka, w jakiej zawsze chcieli mnie widzieć widzowie we Francji, ale już w kolejnym amerykańskim obrazie z serii przygód Bonda bdquo;Świat to za mało” byłam zupełnie inna. Pamiętam swoje zaskoczenie, ale i radość, gdy mój agent zadzwonił z okrzykiem: bdquo;Sophie, dostałaś role w nowym Bondzie”. Elektra to było wyzwanie.



Udało się pani uniknąć losu większości dziecięcych gwiazd – od naiwnych dziewczątek gładko przeszła pani do ról kobiet.


To w sporej mierze zasługa Andrzeja Żuławskiego, który potrafił tak mną pokierować, że nie powielałam kłopotów wielu młodych aktorek. W jego filmach nigdy nie byłam ucieleśnieniem paryskiego szyku, taką standardowa Francuzką. Proszę sobie przypomnieć choćby bdquo;Szaloną miłość”!



Ma pani na koncie mnóstwo ważnych, prestiżowych nagród włącznie z Cezarem.

Owszem, najwspanialszą nagrodą był Cezar, ale kiedy to było? Byłam jeszcze niemal dzieckiemhellip;Pamiętam to jak przez mgłę, choć to cudowna nagroda, zwłaszcza dla Francuzki. Dostałam potem za kolejne role mnóstwo takich znacznie mnie istotnych, małych nagród, o których szybko się zapomina. Za to ogromnie sobie cenię nagrodę jaką, otrzymałam za mój fabularny reżyserski debiut bdquo;Speak to me of love”. Dostałam ją w 2002 roku na międzynarodowym festiwalu w Montrealu i byłam z niej bardzo dumna. To mnie ośmieliło po latach do wyreżyserowania kolejnego filmu. Właśnie skończyłam nad nim pracować. Nosi tytuł bdquo;The Trivial”, jestem też współautorką scenariusza do niego i gram całkiem sporą rolę. To bardzo trudno reżyserując film, jednocześnie być aktorką, nie bardzo wiadomo, na czym bardziej należy się skupićhellip; Ten film będzie dreszczowcem – to historia zbliżającego się do emerytury policjanta, który na zlecenie tajemniczej kobiety – tę rolę właśnie ja gram – podejmuje się zbadania sprawy zniknięcia pewnego wpływowego człowieka. Główną rolę zagrał aktor, którego ogromnie lubię i cenię – Christopher Lambert, w Polsce znany chyba najlepiej z roli księdza Popiełuszki w filmie Agnieszki Holland. Wcześniej, w 1995 roku, nakręciłam też krótkometrażowy, autobiograficzny film, bardzo ciepło przyjęty w Cannes.



Jest pani artystką wszechstronną. Nie tylko gra pani i reżyseruje, ale i maluje. Napisała pani książkę dla dzieci.


Napisałam dwie książki dla dzieci – jedna ukazała się przed dziesięcioma laty, to była bdquo;Kłamczucha”, a drugą wydałam niedawno. To książka o niesamowitych polskich malarzach, bardzo lubię polskie malarstwo, zresztą nie tylko, w ogóle polską kulturę. A książeczka dla dzieci powstała w Polsce, gdy Vincent był bardzo mały. Nazywała się bdquo;Chmur i Chmurek”hellip;
Sophie Marceau - francuska aktorka i reżyserka. Debiutowała w 1980 r. rolą w komedii Prywatka. Wystąpiła m.in. w Braveheart i Annie Kareninie
































Reklama