Kilka dni temu zastanawiałem się, czym jeszcze zechcą nas zaskoczyć twórcy i uczestnicy teleturniejów? Bo wydawać by się mogło, że Himalajów prostactwa sięgnął „Big Brother” i jego klony w rodzaju „Łysych i blondynek” i „Dwóch światów” oraz że w głupocie nikt nie przebije wyczynów Joli Rutowicz. A jednak. Odpowiedź znalazłem w najnowszym talk show emitowanym na antenie stacji TV 4.

Reklama

p

Oglądając teleturniej, można odnieść wrażenie, że jego istotą jest stare porzekadło „jak nie potrafisz – nie pchaj się na afisz”, tyle że odwrócone o 180 stopni. Wśród bohaterów „Istnego szaleństwa” zdarzają się indywidua, które nie tylko, że nie powinny nigdy trafić na afisz (albo do telewizji). Kilku obywateli ubiegających się o główną nagrodę w wysokości 300 tysięcy złotych plus egzotyczna wycieczka nie powinno nigdy opuścić murów podstawówki. Bo z tego, co pamiętam, wiedzę o tym, jak brzmią nazwy stolic państw, przez które przepływa rzeka Dunaj, zdobywa się mniej więcej podczas pierwszego roku nauki w gimnazjum. Właśnie na takiej kwestii w jednym z odcinków polegli trzej uczestnicy „Szaleństwa” – właściwie zbyteczne, ale doprecyzuję – o karkach grubych jak nos słonia. Najgorsze nie było jednak nie to, że pakerzy nie znali odpowiedzi. Prawdziwą mordegą było patrzeć, jak chłopaki próbowały wytężyć szare komórki, wprawić mózgi w trans i skierować myślenie na tematy inne niż sztanga, triceps, „Pudzian”, keratynina, siłka, solarka, aeroby i hantle. Na twarzach kafarów malował się gigantyczny wysiłek, śmiem twierdzić, że na barki wzięli sobie ciężary dużo większe od tych, które zwykli wyciskać na siłowniach.

Ale to nie był koniec mąk. Regulamin daje bowiem tumanom szansę – głupotę można okupić na przykład śpiewaniem. Jak wiadomo z tą formą ekspresji jest nad Wisłą i Odrą coraz gorzej, dawno już pogrzebaliśmy swoją kulturę muzyczną – poza Podlasiem i Podhalem nie śpiewamy w domu, chyba że po kilku głębszych. Tu rzecz jasna o płukaniu gardeł dla kurażu nie było mowy, na pijaństwo na razie nawet w „Istnym szaleństwie” nie mogą sobie pozwolić. Skutek był taki, że kafarnia próbował nucić na dwa głosy przygotowanego zawczasu przez organizatorów dyskotekowego hiciora, którym był – jakżeby inaczej – szlagier K.A.S.Y. „Maczo”. Wszystko to ma zdaniem realizatorów programu, prowadzonego przez Kubę Klawitera, przełamywać stereotypy, którymi obarczeni są rywalizujący ze sobą na antenie przedstawiciele blondynek ze studentami czy modelek i modeli z aktorami oraz sportowcami. Cóż, miało być pięknie, a wyszło jak zwykle.

Reklama