Marek Kondrat przyznaje wprost, że nie tęskni za Jarosławem Kaczyńskim i PiS. Opowiada też, jak cieszył się dwa lata temu z przegranej Prawa i Sprawiedliwości w wyborach. "Byłem cały czas na łączach z Palikotem, który mi donosił w trakcie dnia wyborczego domniemane procenty, i ta radość we mnie wzbierała. Głównie wynikająca z tego, że PiS odchodzi!" - dodaje.

Reklama

"Tamta ulga trwa do dzisiaj razem z - już umiarkowanym - lękiem, że mogą wrócić, bo myślę, że zbyt głęboko zaleźli nam za skórę, aby móc wrócić" - mówi aktor.

Czy przez dwa lata rządów Donalda Tuska poczuł zniechęcenie do PO? Czy choć raz się wstydził za premiera? "Ja sobie nie pozwolę na Tuska powiedzieć złych rzeczy, bo nie chcę sztucznie wyszukiwać jego słabości" - mówi Marek Kondrat. "I podoba mi się to, że nauczył się nie używać argumentów siłowych w walce z prezydentem, że wyłagodniał. Owszem, od czasu do czasu jakiś kieł pokaże, jest dosyć stanowczy, się nie rozmazuje, i to mi się podoba. Widzę też, jak kugluje czasem raz na prawo i potem lewo, i go nie potępiam, bo nie zazdroszczę mu premierowania w takim czasie" - przyznaje.

Jest jedna rzecz, której u premiera Marek Kondrat nie potrafi zrozumieć. Dlaczego Donaldowi Tuskowi nie podobał się jego film - "Dzień świra". Wspomina przy tym spotkanie z dzisiejszym szefem rządu na otwarciu festiwalu szekspirowskiego.

"To było niedługo po premierze <Dnia świra> i pan dzisiejszy premier, odpowiadając mi na skinienie głowy, tak przez rzędy mówi: Byłem na filmie, panie Marku, ale nie podobał mi się. (...) Co w nim jest takiego, że do niego ten <Świr> nie dotarł?" - zastanawia się aktor.