Garou zrywa z wizerunkiem wiecznego nastolatka. T-shirty, skórzane kurtki i wieczny uśmiech zamienił na trzydniowy zarost, eleganckie garnitury i poważne spojrzenie. Nie dziwi więc to, że na nowej płycie usłyszymy nieco inne piosenki. Na szczęście odmiana ma dotyczyć głównie tekstów – muzyka pozostanie taka sama: przebojowa, zarazem nostalgiczna i pełna emocji.

Co tak odmieniło Garou? Po wydaniu ostatniego materiału artysta początkowo zaszył się w domu. Potem powrócił do życia publicznego jako… właściciel dwóch ekskluzywnych restauracji w Montrealu. Przez ten czas – jak sam twierdzi – ani przez chwilę nie pomyślał o muzyce. Chciał, by płyta została nagrana wtedy, kiedy znów do tego dojrzeje. No i dojrzał.

Choć album zatytułowany po prostu "Garou" oficjalną premierę ma 12 czerwca, to w polskich sklepach będzie go można kupić już w piątek. W teledysku do "Je sius le mene" ("Jestem taki sam"), piosenki promującej album, Garou zaprosił swoją byłą partnerkę – Caroline Neron. Wspólny pobyt na planie zdjęciowym nie zbliżył jednak do siebie byłych kochanków. "Mimo bolesnej przeszłości cały czas się przyjaźnimy" – wyznaje Garou.



Reklama