"Gliniarz z Beverly Hills" był jeden z największych hitów kasowych w kinie lat 80. Dwie pierwsze części filmu zarobiły prawie 400 milionów dolarów (niemal 1,2 miliarda złotych). Skąd taki sukces? Głównie za sprawą brawurowej roli Murphy'ego. Kiedy jednak trzecia część okazała się totalną klapą, producenci stwierdzili, że widzowie mają już dość dowcipnego detektywa i uznali, że więcej części nie będzie.

Reklama

Ale zmienili zdanie. Bo wraz z modą na lata 80., wróciło zapotrzebowanie na niekonwencjonalne metody pracy policjanta Axela Foleya. Jest już przesądzone, że wkrótce powstanie czwarta część filmu. W tej chwili trwają poszukiwania twórców, którzy udźwigną przeniesienie stylistyki serii sprzed 20 lat do współczesnego Los Angeles.

Jedno jest na razie pewne - w roli tytułowej znów zobaczymy Eddiego Murphy'ego. No bo w końcu kto inny mógłby zagrać gliniarza z Beverly Hills tak, jak on?