Na pokładzie samolotu lecącego do kraju wkracza do akcji agent. Za pomocą ukrytego w wiecznym piórze miotacza odurza gazem zagranicznego kuriera i zajmuje jego miejsce. To mogłaby być scena z filmu z Jamesem Bondem - pisze DZIENNIK. Zwłaszcza że tropów prowadzących do 007 jest więcej. Agent ratuje z opresji piękną kobietę, która początkowo współpracuje z przestępcami, pływa luksusowym ślizgaczem i ma do czynienia z takimi gadżetami z arsenału szpiega Jej Królewskiej Mości jak magnetofon ukryty w zegarku.
Jedno tylko się nie zgadza. Nasz wywiadowca zamiast Martini z wódką, zamawia w knajpie kefir. Zważywszy jednak, że akcja rozgrywa się w kraju zmagającym się z plagą pijaństwa, rzecz jest jak najbardziej zrozumiała. Amatorem sfermentowanego mleka jest Ryszard Filipski, piękna girlaska to Halina Golanko, a streszczenie dotyczy "Brylantów panny Zuzy".
Film Pawła Komorowskiego to najbardziej widowiskowy odcinek serii kryminałów zrealizowanych w latach 1969-1974, a wydanych właśnie na DVD przez TVP.
Kino sensacyjne tego okresu to ciekawy przykład peerelowskiej kultury masowej, której twórcy próbowali godzić czysto komercyjną rozrywkę z treściami ideologicznymi, a nawet przemycać eksperymenty formalne. Próbowali kręcić filmy, które podobałyby się zarówno masowej widowni, jak i towarzyszom z wydziału propagandy.
Nie da się ukryć, że wszystkie pięć tytułów to promocja PRL. Najbardziej nachalna jest w "Ostatnim świadku". Stanisław Mikulski, opromieniony sukcesami "Stawki większej niż życie", gra tu lekarza w dolnośląskim miasteczku, jedynego więźnia, który przeżył miejscowy nazistowski obóz koncentracyjny.
Po latach obozowi oprawcy, podszywający się pod naukowców z Austrii, wracają po ukryty w górach skarb. Nieświadom tożsamości przybyszów burmistrz robi gościom wycieczkę, pokazując kwitnące pod rządami chłopów i robotników miasteczko: nowy ośrodek zdrowia, osiedle i stok, na którym stanie dom wczasowy.
Zresztą niewiedza notabla nie ma znaczenia. Ten obrazek nie jest skierowany do austriackich kinomanów, lecz do rodzimej publiczności, która może się przekonać, że na skąpanych we krwi przez hitlerowców Ziemiach Odzyskanych władza ludowa zaprowadziła ład, porządek i dobrobyt. I nic na to nie poradzą byli esesmani, dożywający spokojnej starości na Zachodzie.
Na miano kuriozum zasługuje "Orzeł i reszka" Ryszarda Filipskiego, rzecz o eksakowcu (w roli głównej sam reżyser), który walczył z władzą ludową, siedział w więzieniu, po amnestii próbował zagrzać miejsce w pegeerze, ale nie chciał kraść, więc wyleciał z roboty. Ucieka do RFN, podejmuje współpracę z amerykańskim wywiadem, ale zaraz po powrocie zgłasza się do UB. Dlaczego? Bo Amerykanie mają chytry plan zniewolenia Polaków.
Nie chcą podbijać PRL militarnie, lecz wyjałowić i zniewolić nasze dusze, narzucić młodzieży amerykańską modę, muzykę, styl życia. A na to prawdziwy patriota nie może pozwoli - najwyraźniej woli, żeby Polacy patrzyli na świat przez pryzmat leninizmu. Filipski zrealizował swój film w roku 1974, ale jego przesłanie było żywcem wzięte z czasów stalinowskich.
Artystycznego honoru polskiego kina broniły dwa pozostałe tytuły: "Zbrodniarz i panna" Jana Batorego i "Tylko umarły odpowie" Sylwestra Chęcińskiego. Pierwszy zawierał dość zaskakującą krytykę powiatowej PRL. Skromna kasjerka PKO (Ewa Krzyżewska) przeżyła napad na transport kilku milionów złotych.
Tylko ona może rozpoznać mordercę, rusza więc w towarzystwie milicjanta (Zbigniew Cybulski) na wybrzeże, gdzie funkcjonariusze mają nadzieję złapać bandytę. Para zamieszkuje incognito w luksusowym hotelu nad morzem, a zakompleksiona dziewczyna zasmakowuje burżuazyjnych przyjemności, m.in. dancingu, a nawet fryzjera i manikiurzystki na każde zawołanie.
W filmie "Tylko umarły odpowie" grany przez Ryszarda Filipskiego milicjant ucieka się do metod, których nie przewiduje protokół. Żeby zmiękczyć podejrzanego o morderstwo, nie waha się nawet zamknąć go w kasie pancernej. Choć kanwą filmu jest działalność zachodnioniemieckiej siatki szpiegującej zagadkową produkcję wrocławskiej fabryki Proton, propagandowe przesłanie nie jest nachalne.
Bo to przede wszystkim zgrabnie opowiedziana historia w stylu kina noir, z borykającym się z kłopotami osobistymi gliną w roli głównej.
Paradoksalnie, te bazujące na fikcji filmy mają walor dokumentalny i zawierają obrazki obyczajowe z życia codziennego tamtej epoki. Sceny zabawy przy piosence "Gdybyś kochał, hej" Breakout w opanowanej przez dzieci kwiaty dyskotece Molo w Międzyzdrojach ("Brylanty panny Zuzy") są naprawdę wielkiej urody. Muzyka (Kurylewicza, Komedy i Kilara), podobnie jak aktorstwo i dialogi, to mocne strony tych zapomnianych filmów, bijących na głowę większość współczesnej produkcji telewizyjnej tego gatunku.
Zapomniane peerelowskie kryminały na DVD:
"Przepraszam, czy tu biją?" (1976)
Historia milicyjnej prowokacji i brutalnego śledztwa z naturszczykami w rolach głównych. Świetny kryminał, w którym Marek Piwowski kolejny raz zdemaskował rzeczywistość PRL.
"Vabank" (1981)
Król przedwojennych kasiarzy Henryk Kwinto bierze odwet na nieuczciwym wspólniku. Kapitalny debiut 26-letniego Juliusza Machulskiego.
"Zabij mnie, glino" (1988)
Napad z bronią w ręku, brawurowa ucieczka z sądu i szalejący twardziel Bogusław Linda. Film Jacka Bromskiego zapoczątkował nowy nurt polskiego kina akcji.
"Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię" (1969)
Film Janusza Majewskiego to arcydzieło PRL-owskiego kryminału. Emerytowany kapitan MO (Zygmunt Hübner) opowiada o swojej ostatniej akcji - prowadzonym na własną rękę śledztwie w sprawie zabójstwa Księżniczki (Barbara Brylska).
Agenci milicyjnego wywiadu na PRL-owskich filmach używali takich samych gadżetów, jak James Bond. Tyle że zamiast martini, pili kefir - pisze DZIENNIK.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama