Curtis Jackson (tak brzmi prawdziwe nazwisko muzyka) jest bez wątpienia jednym z najpopularniejszych raperów świata. Jego wydane dotychczas trzy albumy studyjne (ostatni "Curtis" ukazał się 11 września tego roku) sprzedały się łącznie w nakładzie przekraczającym 21 mln egzemplarzy. Dzięki temu 50 Cent szybko awansował do grona najbogatszych amerykańskich artystów. Jego twórczość jest jednak przede wszystkim dowodem na to, jak karykaturalny stał się w dzisiejszych czasach gangsta rap, zaś próby reaktywacji gatunku zakrawają na kiepskiej jakości żart.
Gatunek ten narodził się bowiem jako głos frustracji czarnej społeczności Ameryki i wyraz złości na panujące mimo licznych zmian rasowe podziały. W połowie lat 80. hiphopowy filozof KRS-One mówił: "Czarnoskóra społeczność w Stanach i na całym świecie jest poniżana. Odmawia nam się prawa równego dostępu do szkół, intratnych stanowisk, traktuje jak śmieci na użytek białych. Rap daje nam możliwość krzyknięcia donośnie - nie godzimy się na to!". Dziś, jak wykazują badania rynkowe, największa liczba odbiorców gangsta rapu to biała młodzież z bogatych domów. Dwie dekady temu muzyka ta była kierowana jednak do zupełnie innych ludzi.
Wydany w 1988 r. krążek "Straight Outta Compton" był przełomem. Członkowie zespołu N.W.A. (wśród nich m.in. niezwykle popularni do dziś raper i aktor Ice Cube oraz producent Dr. Dre) zaszokowali odbiorców bezpośrednią, pełną nienawiści, obrazoburczą treścią płyty. Owszem, dzięki chwytliwym hasłom w rodzaju "Fuck the Police" ze swojej frustracji uczynili maszynkę do zarabiania pieniędzy, ale jednocześnie wśród czarnoskórych nastolatków z wielkich miast stali się głosem pokolenia. Gloryfikacja przemocy jako metody rozwiązywania konfliktów sprawiła, że media nagraniom N.W.A. przykleiły łatkę "gangsta rap". Sami muzycy określali wcześniej swoje dokonania jako "reality rap".
Album "Straight Outta Compton" był pierwszym komercyjnym sukcesem gangsta rapu, a jego popularność wywindowała na szczyty sławy kolejnych wykonawców. Nurt gangsta na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych reprezentowali m.in. Tupac Shakur oraz podopieczny Dr. Dre Snoop Dogg, którego debiutancka płyta "Doggy Style" zapoczątkowała nurt zwany gangsta funkiem. Na wschodzie błyszczały gwiazdy Wu-Tang Clan, Notoriousa B.I.G., a nawet Jaya-Z, który w początkowej fazie kariery również nie stronił od gangsta tematyki. Brzmienie i teksty gangsta rapu stopniowo ewoluowały. Z prostego rapowania o problemach i gniewie czarnej społeczności przeszły w stronę mafijnych opowieści o przestępczym podziemiu. Za słowami szły niestety także gesty i czyny: raperzy chętnie pozowali do zdjęć z bronią, coraz częściej padali też ofiarami gangsterskich porachunków. Tupac zginął podczas strzelaniny w Los Angeles w 1996 r., rok później został zabity Notorious B.I.G.
Także 50 Cent ma za sobą kryminalną przeszłość. W młodości był dealerem narkotyków, został skazany na więzienie (ostatecznie wylądował na pół roku w obozie korekcyjnym). U progu kariery został postrzelony dziewięć razy przez napastników, którzy zaatakowali go przed domem. W swoich wspomnieniach "From Pieces to Weight" napisał: "Po tym wszystkim zacząłem myśleć, że mam jakiś cel w życiu". I dzięki pomocy słynnego białego rapera Eminema zaczął muzyczną karierę.
W swoich tekstach nie stroni od gangsterskich tematów, jednak jego przekaz jest jak najbardziej odległy od tego, o czym rapowali członkowie N.W.A. Podczas warszawskiego koncertu z pewnością nieraz usłyszymy o wielkiej kasie, bentleyach i zabijaniu wrogów. Bez żadnego przesłania, bez konkretnych refleksji. 50 Cent po prostu nie widzi potrzeby rapowania o tym, bo jest jednym z najbogatszych muzyków świata, porusza się po świecie własnym odrzutowcem, a pojęcie rasizmu zna pewnie jedynie z wpisów na forach internetowych. Bycie "gangsta" oznacza dziś otaczanie się luksusowymi modelkami, picie szampana na jachtach, zabawy w najmodniejszych klubach. Dla szpanu można założyć kamizelkę kuloodporną i przyjechać na imprezę opancerzonym hummerem w otoczeniu brygady wielkich ochroniarzy. Później zaś, podliczając kolejne zarobione pieniądze, oddać się relaksowi w wartej ponad piętnaście milionów dolarów rezydencji.