Leifur Nils Kristjansson Saint Maire du Cotton, zwany po prostu Lee, przyszedł na świat w Eurece, zapadłej mieścinie na południu USA. Urodził się jako ładny i zdrowy chłopak o jasnej cerze, prostych blond włosach i niebieskich oczach. Pastor powiedział, że to znak od Boga, bo Lee - tak jak jego matka, babka i reszta rodziny - powinien być Murzynem.

Reklama

Młody Cotton nie miał łatwo. Nie chciano go przyjąć do żadnej szkoły, nie wiedział, w którym rzędzie autobusu ma zająć miejsce, aby nie urazić swoich braci i nie zdenerwować białych. Członek lokalnego Ku Klux Klanu wręczył mu pewnego dnia zaproszenie na rodzinny piknik organizowany przez rasistowską organizację. Kilka lat później rozwalił głowę Cottona kijem baseballowym. To jednak nie wszystko. Lee odziedziczył po uprawiającej wudu babce zdolność czytania w myślach, zarówno ludzi, jak i duchów. Aby ratować jego życie po wypadku, lekarze wycięli mu pół mózgu. Cierpiał na amnezję, w końcu trafił do jednostki wojskowej złożonej z jasnowidzów, wróżbitów i innych odmieńców o paranormalnych zdolnościach.

Proszę się nie obawiać, nie zdradziłem zbyt wiele, to bowiem tylko nieznaczna część fabularnych pomysłów z "Ballady o Lee Cottonie”. Każdy z nich mógłby posłużyć jako pomysł na kompletnie odjechany film klasy B. Trudno sobie zresztą wyobrazić, aby z pokręconej historii o białym Murzynie bez połowy mózgu słyszącym myśli innych ludzi, można było skroić naprawdę przyzwoitą powieść. Christopherowi Wilsonowi ta sztuka się jednak udała. Co więcej, jego książka nie jest - wbrew temu, czego moglibyśmy się spodziewać po streszczeniu - jedynie durną, choć zabawną historyjką. "Ballada…” to nietypowe, humorystyczne spojrzenie na problem szukania własnej tożsamości. Lee na przestrzeni kilkudziesięciu lat swojego życia jest zarówno mężczyzną, jak i kobietą, przygłupem i człowiekiem mającym 170 punktów IQ. Biedakiem i bogaczem, czarnym, ale również białym obywatelem Ameryki. Ostatecznie - każdym i nikim.

Wilson - ponoć autor pracy doktorskiej poświęconej poczuciu humoru - postanowił nie tylko opowiedzieć o szczególnym człowieku, ale również obśmiać Amerykanów. Jako Brytyjczyk nie miał zahamowań. Wykpił ich polityczną poprawność, bezczelnie złamał wszystkie tabu. Oberwało się też feministkom, przemysłowi erotycznemu, transwestytom i właściwie każdemu (głównego bohatera nie pomijając). Nie znaczy to wcale, że nie znajdziemy w historii poświęconej Lee Cottonowi kawałków całkiem serio. Jest ona bardzo wyrazistą krytyką rasizmu, i to nie tylko z przeszłości.

Reklama

"Ballada…” dzięki mnogości wątków i stylistyk staje się więc rzadko spotykanym literackim dziwadłem. Wydaje się również oszustwem - jej autor zadaje pytania, ale nie odpowiada na żadne z nich. Widać, że znakomicie się przy tym bawi, czytelnik zaś zaspokaja swoje oczekiwania po dwakroć - otrzymuje porcję sarkastycznej rozrywki i temat do poważnej refleksji nad szaleństwami XX-wiecznej historii.

Ballada o Lee Cottonie

Christopher Wilson, przeł. Maciej Potulny, Niebieska Studnia 2007