Prawie wszystkie recenzje, które wczoraj się pojawiły, były nadzwyczaj pozytywne. Nawet rządowa "Rossijskaja Gazeta" pochwaliła polskiego reżysera nazywając go "człowiekiem sumienia". A Siergiej Garmasz, wybitny rosyjski aktor, które zagrał w "Katyniu" jedną z lepszych swoich ról, mówił: Wajda jest mistrzem. A kręcenie "Katynia" było swego rodzajem kursu podwyższania moich kwalifikacji. Ja nawet nie zauważałem, kiedy kończyły się zdjęcia.
"Kommiersant" napisał z kolei, że Wajda, "żyjąc w obozie socjalistycznym, nauczył się nie postrzegać historii w barwach czarno-białych i wyraźnie oddzielać politykę od kultury".
Czy w takim "Katyń" ma szansę na sukces komercyjny w Rosji? Rosyjscy dystrybutorzy mówią zdecydowanie: Nie ma takiej możliwości. Rosjanie jeszcze nie są przygotowani na odbiór takiego filmu.
p
Hieronim Grala, dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie
Ciepłe przyjęcie "Katynia" świadczy o tym, że to film także dla Rosjan, przemawia do nich. Widzowie płakali, wzruszali się. Wtorkowy pokaz jest dowodem, że film naprawdę ma szansę u rosyjskiego widza. Nie masowego, bo to nie jest blockbuster, to film trudny. Ale tylko na ten pokaz chętnych było przeszło dwa razy więcej niż zaproszeń. Było ponad 2 tys. chętnych, a można było wpuścić tylko 1200 osób.
Związek Filmowców Rosji, którego szefem jest Nikita Michałkow, udostępnił nam za darmo najbardziej prestiżową, wręcz kultową salę w moskiewskim Domu Kino. Mało tego, Rosjanie sami zorganizowali spotkanie młodych filmowców z - jak sami o nim mówią - mistrzem Andrzejem Wajdą. To był szok, bo przyszło ponad 600 osób! Rozmowa trwała ponad dwie godziny!
Poza tym oprócz ogromnej przychylności Związku Filmowców był jeszcze inny bardzo pozytywny sygnał. Dosłownie na chwilę przed rozpoczęciem projekcji do obecnego na niej doradcy prezydenta Rosji Siergieja Jastrzembskiego zadzwonił Dmitrij Miedwiediew. "Wiem, gdzie pan jest, i dobrze, że pan tam jest" - miał powiedzieć Miedwiediew i Jastrzembski nie omieszkał poinformować o tym siedzących obok niego polskich dyplomatów. Takie rzeczy nie dzieją się przypadkowo. To gesty, które świadczą o poprawie pewnej politycznej atmosfery. Dobrze by było, gdyby polska opinia publiczna też je dostrzegała.
Władimir Chotinienko, reżyser filmu "1612"
Wajda jest dla Rosjan mistrzem, cały świat kinematografii uczył się na jego filmach. Bardzo dobrze, że to właśnie on, człowiek, który doskonale rozumie Rosję i problemy naszej wspólnej historii, zrobił ten film. To lekarstwo, odtrutka, szansa na zrozumienie. A także nauczka, żeby nigdy więcej w przyszłości nie powtórzyć tych samych błędów.
p
PIOTR KĘPIŃSKI, MICHAŁ KACEWICZ: Czy "Katyń" pomoże zasypać polsko-rosyjską przepaść?
NIKITA MICHAŁKOW: Obraza to nie droga ku zrozumieniu. Nie wierzę jednak, że jest jakikolwiek film, który zasypie przepaść. Ale w ogóle myślę, że tej przepaści między nami nie ma.
Rzeczywiście?
Tak, bo jesteśmy na siebie przecież skazani z całą historią, przelaną krwią, obrazami, niezrozumieniem. Bóg chciał, że Polacy i Rosjanie są za bardzo ze sobą związani, by tworzyć przepaście. Oczywiście zawsze będzie pytanie, w którą stronę pójść, na zachód czy też na wschód. A Polska znajduje się przecież w tak specyficznym położeniu geograficznym. No i sama musi podejmować takie kluczowe decyzje. Ale myślę, że z czasem to pytanie uzyska odpowiedź, będzie jasne, do czyich drzwi łatwiej zapukać i komu Polska będzie bardziej potrzebna.
Publicznie deklaruje, że ceni pani kino Andrzeja Wajdy. Jakie jego filmy uważa pan za najwybitniejsze? Które zapadły panu w pamięć najbardziej?
Bez wątpienia "Popiół i diament". Cenię niezwykle nowatorski styl Zbigniewa Cybulskiego, który później wielokrotnie wykorzystywałem w swoich filmach. "Popiół i diament" to bez wątpienia jeden z największych obrazów w historii kina. Uważam, że Zbyszek stworzył całą szkołę aktorską. To on dał aktorstwu słynne niedopowiedzenia w grze. Mógłbym o tym mówić godzinami.
Myśli pan, że Zachód rozumie nasze problemy. Że widzowie we Francji czy w Anglii, oglądając pana ostatni film "12" czy "Katyń", rozumieją przekaz Michałkowa i Wajdy?
Pojęcia nie mam. Domyślam, że dla widza z Londynu czy Rzymu oglądnie tych filmów jest niezwykłym wyzwaniem. Nie chciałbym się znaleźć w ich skórze podczas projekcji. Oni faktycznie nie rozumieją wielu kwestii. Wiele motywów, które pojawiają się w ich filmach, trzeba im wyjaśniać. Nie chwytają metafor, które dla nas są absolutnie zrozumiałe. Niemniej jednak te nasze historie są też na swój sposób uniwersalne. I są charakterystyczne nie tylko dla Rosji, Polski czy Niemiec. To, że bohaterowie chcą zrozumieć siebie, chcą się do siebie zbliżyć. To jest to, co łączy wszystkie filmy na całym świecie. Łączy nas też próba ucieczki od intelektualnego i kulturowego McDonalda i stereotypów w relacjach międzyludzkich.
Nikita Michałkow, jeden z najwybitniejszych rosyjskich reżyserów, laureat Oscara i Złotego Lwa. Brat równie znanego reżysera Andrieja Konczałowskiego ("Uciekający pociąg", "Tango i Cash"). Autor m.in. filmów "Czarne oczy", "Cyrulik syberyjski", "Spaleni słońcem". W 1989 r. założył własne studio filmowe Trite. Michałkow jest także wybitnym aktorem. Występuje zarówno w swoich filmach, jak i dziełach innych twórców, także brata ("Syberiada"). Jego ostatni film "12" był nominowany do Oscara. Obecnie kończy zdjęcia do "Spalonych słońcem 2"