Oto prawdziwie amerykańskie podejście do spraw ostatecznych: nawet w obliczu śmierci zachowaj pogodę ducha i nie rezygnuj ze swoich marzeń. Tak jak Carter Chambers (Freeman) i Edward Cole (Nicholson), którzy przypadkowo spotykają się na szpitalnej sali. U obu mężczyzn zdiagnozowano raka, obu zostało najwyżej kilka miesięcy życia. Dzieli ich niemal wszystko: Carter jest spokojnym, skromnym mechanikiem samochodowym, który przed wieloma laty porzucił marzenia o karierze historyka. Edward to właściciel sieci szpitali, multimilioner, sybaryta, czterokrotnie rozwiedziony choleryk. A jednak wspólnie podejmą największe wyzwanie swojego życia: przed śmiercią spróbują spełnić swoje najskrytsze marzenia. Od tych przyziemnych, jak zrobienie sobie tatuażu czy skok ze spadochronem, po te najbardziej wzniosłe, które mogą zmienić czyjeś życie.

Reklama

Mimo melodramatycznego zawiązania akcji "Choć goni nas czas” to przede wszystkim komedia. Niestroniąca od spraw poważnych, nieunikająca wzruszających (czasem nawet zbyt ckliwych) scen, pozbawiona jakiejkolwiek błazenady, ale pogodna i momentami naprawdę zabawna. To rzecz jasna zasługa wielkich aktorów. Nicholson i Freeman, igrający swoimi ustalonymi przez lata ekranowymi wizerunkami, po raz kolejny udowadniają, że należą do czołówki hollywoodzkich gwiazd, a w ich aktorstwie nie ma cienia fałszu.

Największy zarzut, jaki można filmowi Reinera postawić, jest taki, że zbyt łatwo przychodzi Carterowi i Edwardowi realizacja swoich marzeń. Dzięki fortunie Cole’a mogą zrobić niemal wszystko: wybrać się na kolację do Francji albo pojechać na bezkrwawe safari do Afryki. Więcej trudności sprawia im oczywiście spełnienie marzeń bardziej abstrakcyjnych, ale dla tak dobranej pary nie ma rzeczy niemożliwych. I nawet choroba nie jest dla nich wielką przeszkodą: wyjąwszy kilka scen Reiner nie skupia się bowiem na fizyczności swoich bohaterów, jakby siła ducha pozwoliła im w każdym stopniu przezwyciężyć słabość ciała. Wybitny amerykański krytyk Roger Ebert, sam walczący z chorobą nowotworową, wytknął nawet reżyserowi, że ludzką tragedię traktuje jak pretekst do rozrywki.

I tak po części jest, chociaż - odrzuciwszy komediową otoczkę - można film Reinera odebrać na jeszcze jeden sposób. Oto dwaj ludzie, których z pozoru dzieli wszystko, nagle znajdują porozumienie i wspólne cele. W obliczu śmierci okazują się sobie równi, a ich niezwykła podróż zamienia się w specyficzny danse macabre epoki politycznej poprawności.

„Choć goni nas czas”, reż. Rob Reiner, USA 2007. W kinach od 28 marca