Poruszająca się ze zmysłową gracją kocicy, ciemnoskóra Lura na swym ostatnim czwartym albumie "M’bem di fora" chętnie śpiewa utwory w ostrzejszych rytmach coladera i szybszych tempach funany, choć nie brak w jej repertuarze też smętnej morny, spopularyzowanej przez jej mentorkę, Cesarię Evorę. Urodzona w Portugalii artystka, jak większość afrykańskich wokalistek mówi o niej, że "otworzyła im drzwi na cały świat".

Reklama

Swoją karierę rozpoczynała bowiem, akompaniując w chórkach starszym i sławniejszym artystom, m.in. wspomagając Evorę na płytach "Voz d’Amor" i "Cabo Verde" oraz podczas światowej trasy w 2004 r. A dziś pod jej nieobecność na scenie, włączyła się w bój o to, kto przejmie muzyczną koronę z pozostałymi pretendentkami Mayrą Andrade, która dzisiaj wystąpi na zamkniętym koncercie w Warszawie i Sarą Tavares - wszystkie pochodzą z Zielonego Przylądka.

Nie da się ukryć, że Lura oprócz niezwykłej urody i wielkiego talentu posiada jeszcze ten atut, że ojcem jej scenicznego sukcesu jest również najsłynniejszy angolski wokalista Bonga, z którym zaśpiewała m.in. przebój "Mulemba Xangola". Tak się zresztą składa, że wystąpi on w sobotę 26 kwietnia ze swym pierwszym koncertem w Polsce w sali Palladium. Gdyby sztuką rządziła sprawiedliwość a nie moda, to Bonga powinien grać w Kongresowej a Lura w Palladium. I choć w świecie lusofońskim, czyli portugalskojęzycznym, bije on wciąż popularnością swą dawną asystentkę na głowę, to Lura wygrywa w białym świecie młodzieńczą werwa i urodą.

Bonga, zwany "afrykańskim Rodem Stewartem" ze względu na swój przyprószony chrypką, niski i ciepły głos, jest postacią rodem niemal z sensacyjnej opowieści. Urodził się na ubogim przedmieściu Luandy, stolicy Angoli jako Jose Adelino Barcelo de Carvalho.

Zaczynał karierę jako sportowiec, ustanowił nawet rekord Portugalii w biegu na 400 metrów. Jednak, kiedy wyszło na jaw, że pod pseudonimem Bonga Kuenda służy jako kurier antykolonialnej partyzantki angolańskiej, musiał uciekać do Holandii. Tam również nagrał swój pierwszy album "Angola 72", dziś uznawany za jedno z klasycznych nagrań muzyki afrykańskiej i symbol powstania przeciwko kolonialnym ciemiężcom. Natomiast jego piosenkę "Sodade" wiele lat później spopularyzowała właśnie Cesara Evora. Swego czasu wykonywali ją w duecie.

Niezależnie jednak od tego, kogo media promują na gwiazdę muzyki afrykańskiej, a kto jest nią naprawdę, zarówno wizyta na koncercie Lury, jak i Bongi jest obowiązkowa.