Wystawa w londyńskiej National Portrait Gallery całkowicie mnie zafascynowała. Duże wrażenie robi dzisiaj wiadomość, że pierwsi redaktorzy pisma z lat 1914 - 1936 ku rozrywce modnych pań zamieszczali zdjęcia George’a Bernarda Shaw, Wirginii Woolf i Jamesa Joyce’a - a nie ówczesnych odpowiedników Britney Spears czy piłkarza Beckhama. Pismu swoich piór użyczali T. S. Eliot, czy Aldous Huxley. Niestety w 1936 r. pismo padło ofiarą wielkiego kryzysu i zostało zamknięte. Część jego czytelników przejęło "Vogue” wydawane przez tego samego wydawcę Condé Nasta.
Londyńska wystawa pokazuje niezbicie, że pismo, otwarte na nowo w 1983 roku, przeszło metamorfozę. Gwiazdami numer jeden nie są już pisarze i artyści, ale aktorzy, piosenkarze i inni sławni, piękni i bogaci - czyli gwiazdy popkultury, wprawdzie tej w raczej dobrym guście: George Clooney, Madonna. Główne zaś zdjęcie wystawy to wykonany przez Annie Leibovitz portret Toma Cruise’a z Katie Holmes i ich córeczką. Podobno to pierwsze zdjęcie małej Suri Cruise, w której istnienie do tego czasu wątpiono, a niezwykłe światło na twarzy dziecka ma być znakiem scjentologicznej mądrości - jak tłumaczył całkiem poważnie etatowy przewodnik z Portrait Gallery. Cóż, gotowa jestem zrozumieć, bo mam do Toma Cruise’a resztki sentymentu z czasów, kiedy byłam podlotkiem - ale tego rodzaju sentymenty u londyńskiego kuratora to jednak pewna przesada.
Trzeba przyznać, że te wszystkie zdjęcia są wysoce artystyczne: sztandarową fotografką "Vanity Fair” jest wszak Annie Leibovitz, której okładka z nagą Demi Moore w ciąży z 1991 r. przeszła do historii kultury masowej. Pismo stara się ciągle dbać o poziom: w numerze z tego miesiąca znalazły się na przykład piękne zdjęcia dzisiejszych gwiazd Hollywood upozowanych na bohaterów Hitchcocka.
Ale to, co najciekawsze w londyńskiej wystawie, to różnica między tym, co interesowało dobrze ubrane panie jedzące lunche w nowojorskich restauracjach w latach 20. i 30. , i tym, co je interesuje teraz. Bo wystawa, pokazując ewolucję "Vanity Fair” na przestrzeni stulecia, przede wszystkim pokazuje ewolucję naszych własnych gustów. Cóż to były za czasy, kiedy przy kawie przeglądało się fotografie Jamesa Joyce’a! Tak, tamto "Vanity Fair” było znakiem epoki, w której moda szła jeszcze w parze z kulturą, a pieniądze z wyrafinowanym gustem. Dziś większość dziewczyn ubierających się u Prady nie wie zapewne, gdzie się znajduje muzeum MoMA. Dwudziesty wiek oddzielił sztukę od mody i sławy. Tę pierwszą zamknął na uczelniach, tę drugą wrzucił do magazynów dla kobiet i na ekrany telewizorów.