W filmie Michaela Davisa, stosownie do tytułu, więcej się strzela, niż mówi. Skrupulatni księgowi podliczyli, że na planie zużyto 15 galonów sztucznej krwi. Ekranowy trup ściele się tak gęsto, że zliczyć go nie sposób. Ja odpadłem po kwadransie, gdy licznik wskazywał sześćdziesiątkę.

Reklama

Pastisz nie musi być logiczny ani prawdopodobny, więc Davis (także autor scenariusza) jedzie po bandzie. Główny bohater, enigmatyczny pan Smith (Clive Owen), to wiecznie wkurzony abnegat, żywiący się wyłącznie surowymi marchewkami. Pistolet ma zawsze gotowy do strzału, nawet gdy odbiera poród lub uprawia seks tantryczny.

Pan Smith jest rycerski. Ratuje od niechybnej śmierci niemowlę, które nie płacze tylko wówczas, gdy słucha muzyki death metalowej. Ustawia do moralnego pionu wąsko wyspecjalizowaną lafiryndę o ponętnych kształtach Moniki Bellucci. A wszystko to w rytmie wysokooktanowego rocka.

Największą porażką jest występ Paula Giamatti. Aktor, znany głównie z ról poczciwców ,daremnie nadyma się, przewraca oczami i staje na rzęsach. Jako pierwszy cyngiel przestępczego podziemia, wygłaszający mądrości w rodzaju "pistolet jest lepszy od żony, bo można mu założyć tłumik", jest kompletnie niewiarygodny.

Ocenianie takiego filmu mija się z celem. "Tylko strzelaj" na pewno spodoba się amatorom przestylizowanej ekranowej jatki oraz ryzykownego poczucia humoru. Sztywniacy mogą od biedy uznać go za szyderstwo z patologicznego uzależnienia Amerykanów od broni (reżyser jest Brytyjczykiem). Grunt, że podczas realizacji uszczerbku na zdrowiu i psychice nie doznał żaden osesek.

TYLKO STRZELAJ, reżyseria: Michael Davis, obsada: Clive Owen, Monica Bellucci, Paul Giamatti, dystrybucja: Galapagos Films