Na pomysł, aby z wioski, położonej na przesmyku między dwoma jeziorami, uczynić letnią stolicę polskiego kina, wpadł podobno Daniel Olbrychski. Pierwszą główną nagrodę - Złote Grono - otrzymał Kazimierz Kutz za "Sól ziemi czarnej". Uczestnicy festiwalu byli zauroczeni urodą miejsca. Mogli opalać się, pływać, wędkować, wędrować po okolicznych lasach.
Euforia nie trwała jednak długo. "Perła ziemi lubuskiej" miała tylko jedną restaurację i bardzo mizerną bazę noclegową. W 1974 roku festiwal polskich filmów fabularnych przeniesiono do bardziej "światowego" Gdańska, a potem do Gdyni. Impreza, choć pod zmienioną nazwą - Lubuskiego Lata Filmowego - jednak przetrwała.
Łagowianie do dzisiaj z rozrzewnieniem wspominają czasy, gdy na trasie: zamek joannitów - kino "Świteź" przewalały się tłumy (niezupełnie trzeźwych) aktorskich i reżyserskich gwiazd PRL. Festiwalem zaczęli jednak rządzić krytycy. Publiczność, zdominowana przez działaczy DKF, egzaminowała twórców z wiedzy o historii kina, wystawiała im artystyczne, a czasem i polityczne, cenzurki. W 1981 roku doszło do tego, że zamiast filmowcom, nagrody wręczono krytykom.
Ucieczką do przodu było przekształcenie dziesięć lat później LLF w imprezę środkowoeuropejską. Niestety, nastąpiło to w fatalnym momencie. Postkomunistyczne kinematografie, rzucone na głęboką wodę wolnego rynku, walczyły o przetrwanie. Czesi, Węgrzy, czy Rosjanie marzyli o załapaniu się na festiwale w Cannes czy Wenecji. Do Łagowa wysyłali obrazy drugorzędne, nie stawiali się nawet po odbiór nagród. Krajowi filmowcy woleli zaś grzać się w blasku sławy w Międzyzdrojach, niż odpowiadać na kłopotliwe pytania i publicznie zastanawiać się nad przyszłością polskiego kina.
Los Lubuskiego Lata Filmowego już od kilku lat wisiał na włosku. Szefowie festiwalu: Janusz Kawala i Andrzej Werner uparli się, by był on "jedną z ostatnich redut obronnych kina artystycznego". Ambitne produkcje nie przyciągają jednak sponsorów i masowej widowni. Gdy amatorzy artystycznych doznań dusili się w obskurnym, otwieranym tylko na wakacyjne weekendy, kinie "Świteź", nad jeziorami kłębiły się tłumy dresiarzy, dla których Łagów stał się ulubionym miejscem wypoczynku.
Szanse na zmartwychwstanie LLF są niewielkie. Festiwal przed śmiercią zdążył jednak spłodzić potomstwo. Sztandar kina autorskiego podtrzymują festiwale w niemieckim Cottbus i czeskich Těrlicach. Obie miejscowości są położone tuż przy granicy z Polską.
Od 1969 roku, z przerwą na stan wojenny, do lubuskiego Łagowa zjeżdżali pod koniec czerwca fanatycy kina. To już przeszłość, bo tegoroczną edycję festiwalu odwołano. Organizatorom zabrakło pieniędzy.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama