Schaulager to twierdza. Budynek otacza wysoki płot, wewnątrz obowiązuje absolutny zakaz fotografowania. W windzie, którą można zjechać na dolny poziom galerii, część guzików ma dziurki na specjalne kluczyki, aby nikt niepowołany nie dostał się na wyższe kondygnacje. Nawet personel pilnujący ekspozycji wydaje się niezwykle przejęty swoją rolą. W tym kontekście kamery, ciężkie drzwi z zamkami cyfrowymi i pulsujące diody alarmów wydają się czymś zupełnie naturalnym.

Reklama

Sosnowska pokazuje w Schaulager dziewięć obiektów. Najmniejszy - metalowa klamka z odciśniętym śladem palców - mieści się w dłoni. Największy - tytułowe "1:1" - w zeszłym roku rozsadzał Pawilon Polski w Wenecji.

"Wszystkie pokazane prace odnoszą się do zagadnienia przestrzeni. Postanowiłam usunąć z sali wystawowej ścianki działowe, chciałam obnażyć pierwotną architekturę tego miejsca. Moje prace miały rozegrać tę przestrzeń, uaktywnić, wykorzystać" - opowiada Sosnowska.

Fort Knox współczesnej sztuki

Czym właściwie jest Schaulager? Najprościej mówiąc to muzeum wywleczone na lewą stronę. Rdzeń zasobów stanowi kolekcja Emanuel Hoffmann Foundation. Na kilku kondygnacjach w białych, równomiernie rozmieszczonych boksach leżakują wchodzące w jej skład dzieła. Fragment tej osobliwej struktury można dojrzeć z holu wejściowego: wygląda jak długie ciągi kapsuł z filmu "Matrix", w których złowieszcze maszyny przechowywały zahibernowanych ludzi. Z kolei z zewnątrz budynek przypomina wielki, obłożony wypaloną w słońcu gliną prostopadłościan, w którym współczesna cywilizacja ukryła swoje największe skarby. Bo Schaulager to coś w rodzaju banku artystycznego DNA, w którym każde dzieło wymaga ściśle określonych warunków przechowywania: konkretnej temperatury, wilgotności i światła. I dostaje je, bo XX-wieczna sztuka nie zna ograniczeń, także jeśli chodzi o materiały, z których jest wykonana. Z czekoladą, powietrzem i zwierzęcym tłuszczem włącznie.

Reklama

Przestrzenie wystawowe zajmują tylko ułamek powierzchni wielkiego budynku. Na parterze znajduje się rząd niewielkich sal o łącznej wielkości jednej galerii warszawskiego CSW. Ulokowano je nieco na uboczu i również dlatego sprawiają wrażenie, jakby znajdowały się w Schaulager z przykrej konieczności. Drugą przestrzeń wygospodarowano pod poziomem gruntu, czyli tam gdzie tradycyjne muzea często spychają swoje magazyny. Bo w Schaulager wszystko jest na odwrót - przez większą część roku mają do niego wstęp tylko specjaliści: badacze, konserwatorzy, muzealnicy, historycy. Dla zwiedzających budynek otwarty jest tylko od końca kwietnia do września. Jednak na szczęście również wystawy są tu niecodzienne. Swoje prace pokazują tylko starannie wybrani, najbardziej oryginalni przedstawiciele współczesnej sceny artystycznej. Dotychczas było ich jedynie kilkoro, w tym tacy giganci jak Dieter Roth czy Jeff Wall. Teraz dołączyła do nich Monika Sosnowska.

Wyrzeźbić przestrzeń

Reklama

"1:1" to pierwsza wystawa, na której Sosnowska pokazuje kilka prac w jednym miejscu. Dzięki temu zabiegowi udało się zaprezentować nie tyle reprezentatywny przekrój twórczości artystki, co jej nowe oblicze. Nie autorkę klaustrofobicznych instalacji przestrzennych, a wytrawną rzeźbiarkę. W przestronnej sali znika to wszystko, co do tej pory stanowiło o sile twórczości artystki. Przede wszystkim kontekst, a więc ściśle zaplanowana relacja konkretnego wnętrza i obiektu. - Rzeczywiście, moje ostatnie prace wydają się chyba bardziej rzeźbami. Ale przestrzeń w Schaulager jest na tyle duża, że umieszczone w niej prace, mimo że też są duże, stają się rzeźbami niejako automatycznie. Można też powiedzieć, że są modelami przestrzeni wykonanymi w skali 1:1 - mówi Sosnowska.

Na pewno taką próbą jest "Korytarz", typowa dla niej realizacja przestrzenna, do której można wejść i się zgubić. Pierwotnie na pokazie w Hiszpanii dwa lata temu konstrukcja "Korytarza" była ukryta, widać było tylko wejście. W Schaulager dostajemy precyzyjny, czysty obiekt, który uwodzi doskonała kompozycją. "Na zewnątrz stał się abstrakcyjną formą" - potwierdza Polka. Również w środku swojska filcowa wykładzina i ciasna przestrzeń oddziałują już głównie estetycznie. Widząc korytarz z zewnątrz, wiedzieliśmy, czego się spodziewać, a więc artystka pozbawiła nas tego, co było jednym z podstawowych atutów jej twórczości: zaskoczenia.

Trampek odciśnięty w metalu

Z kolei "1:1", ażurowa stalowa konstrukcja, która w zeszłym roku szczelnie wypełniła niemały przecież Pawilon Polski w Wenecji, w Schaulager jest tylko efektowną kompozycją plastyczną. Wyabstrahowana z kontekstu już tylko pośrednio odnosi się do architektury i towarzyszącej jej problematyki. Mimo że dotyka wysokiego przecież stropu i liczy blisko 15 metrów długości. - Ta praca jedynie przez zmianę kontekstu z przestrzeni nagle zmieniła się w obiekt - mówi artystka.

Pozostałe dzieła to już zupełnie nowa Sosnowska. "Dziura" z nowojorskiego Museum of Modern Art w Schaulager zamieniła się w "Gruz". Artystka znowu odwróciła proporcje: to, co zaprojektowała do konkretnego pomieszczenia tu zostało sprowadzone do czystej formy. Bo "Gruz" to formalizm, ale kompletny - surowy, oszczędny, doskonale odmierzony. Fenomenalne są też dwie rzeźby przygotowane specjalnie na szwajcarski pokaz: olbrzymia "Betonowa kula" z powtykanymi prętami zbrojeniowymi oraz ascetyczna, skrajnie prosta "Barierka", czyli tytułowy obiekt z powyginanymi szczebelkami. Jest jeszcze wielki zmięty sześcian przeniesiony z Sprengel Museum w Hanowerze. Tam funkcjonował na zewnątrz i wchodził w relację z budynkiem muzeum, tu wciśnięty jest w najgłębszy kąt - i świetnie radzi sobie jako abstrakcyjna rzeźba.

Z tymi obiektami kontrastują dwie niewielkie realizacje z bieżącego roku. Na metalowych, wysypanych na podłodze "Kątownikach" widzimy ślad trampka, a na aluminiowej "Klamce" odcisk dłoni. I choć sztuka Sosnowskiej to bez wątpienia twórczość serio, to szczypta humoru tylko przydaje jej charakteru.

Sztuka wyprodukowana w fabryce

Twórczość Moniki Sosnowskiej, artystki urodzonej na progu lat 70., wyrasta z doświadczenia soc-modernistycznej estetyki schyłkowego okresu komunizmu. W jej obiektach przegląda się typowy dla tamtej epoki architektoniczny detal, specyficzne materiały, zgaszona, przybrudzona kolorystyka, a nawet atmosfera wąskich, niekończących się korytarzy, ponurych przejść podziemnych i identycznych klatek schodowych.

Przegląd tych estetyk dostajemy też w katalogu, który został pomyślany jako prezentacja szkicownika artystki. Kilkadziesiąt zdjęć, na których rozpoznajemy codzienną Polskę, ruiny poprzedniego systemu tak płynnie zrośnięte z obecnym, musiały niewątpliwie wstrząsnąć Helwetami. Jednak fotografie pogruchotanych betonowych sztab, ciasnych pakamer, korodujących barierek, krat o fantazyjnych kompozycjach czy słupów-kikutów z powypruwanymi prętami uświadamia nam coś bardzo istotnego: fakt, że tylko sztuka wyrosła z lokalnego kontekstu może być uniwersalna. Jedyny międzynarodowy styl artystyczny to kicz.

Sosnowska odnosi się także do samej metody produkcji mieszkań w dobie gospodarki planowej. W momencie kiedy rzeźbiarka była dzieckiem, władze komunistyczne rozgrzały budownictwo mieszkaniowe do czerwoności. Powstawało nawet do miliona mieszkań rocznie, a tylko w pierwszej połowie w lat 70. zbudowano 75 "fabryk domów". Wszystko to za sprawą rozwoju ówczesnych technologii, na czele z żelbetonowymi konstrukcjami i prefabrykatami takimi jak wielka płyta.

Sosnowska rozpoczęła współpracę z inżynierami z warszawskiej Fabryki Domów w 2006 roku przy okazji realizacji "Sześcianu", potem pracowali przy instalacji "1:1". Teraz trzeba było ją zmodyfikować: powyginać pręty tak, aby zmieściły się w Schaulager. "Właściwi wykonawcy to nie zawsze ci najlepsi z najlepszych nowoczesnych zakładów. Wielu fachowców chciało wykonać moje prace za dobrze, poprawiać je, tłumacząc mi, że tak się nie robi. Zdarzało się, że wykonawcy mieli też problemy z autorstwem. Wydawało im się, że skoro oni wykonali prace, to oni są też autorami" - opowiada artystka.

Jedyna próba retrospektywy prac Sosnowskiej miała miejsce w warszawskiej Fundacji Galerii Foksal w 2005 roku. Jednak "Wystawa" - bo tak nazywał się ten pokaz - była raczej żartobliwym eksperymentem: na klasycznych muzealnych postumentach wyeksponowano miniaturowe modele poszczególnych realizacji artystki. Ekspozycja w Schaulager dowodzi, że "Wystawa" była czymś więcej: momentem, w którym eksplodował rzeźbiarski potencjał twórczości Sosnowskiej. Dziś jej prace można ulokować w konstelacji polskiej sztuki gdzieś w pobliżu "Kompozycji Przestrzennych" Katarzyny Kobro.

Monika Sosnowska
"1:1" Schaulager, Bazylea, do 21 września
www.schaulager.org