Jak się patrzy na Rosjan i ich ambasadę w waszym nowym filmie, to ma się wrażenie, że Żelazna Kurtyna nigdy nie opadła…

Ethan Coen: To miało być ironiczne. Taki żart o tym, że nie do wszystkich dotarło, że Zimna Wojna się skończyła. Dla Lindy Litzke, postaci granej przez Frances McDormand, Rosjanie są nadal amerykańskimi wrogami numer jeden. Nie obrażając nikogo, ona reprezentuje bardzo amerykańską ignorancję jeśli idzie sprawy naszych stosunków międzynarodowych.

Reklama

W „Tajne przez poufne” świat szpiegów i wywiadu wygląda jak kabaret absurdu. Kiedy patrzy się na nieudolne akcje CIA komentowane w mediach ma się poczucie, że wasz film wcale nie jest daleki od rzeczywistości.

Joel Coen: Trochę tak, ale nie do końca. Nie mieliśmy zamiaru komentować rzeczywistości. Nigdy nie mamy takiego zamiaru, ale z niezrozumiałego dla nas powodu krytycy lubią odczytywać nasze filmy w kontekście obecnej sytuacji Ameryki. Wszędzie węszą jakiś głęboko przemyślany plan. Teraz dowiedzieliśmy się na przykład, że romans George'a Clooneya z Tildą Swinton w naszym filmie to parodia ich poprzedniego wspólnego występu w „Michaelu Clatonie”. A my nawet nie wiedzieliśmy, że Tilda tam gra! Skończyliśmy zdjęcia do „Tajne przez poufne” zanim „Michael…” pojawił się na ekranach. Za naszym projektem kryła się jedna prosta myśl: zróbmy film szpiegowski, w którym wszyscy chcą się pozabijać za informacje, która jest nic nie warta. Można powiedzieć, że to komedia pomyłek oparta na pomyśle, że nikomu w naszych czasach nie przemknie przez głowę myśl, że istnieją informacje, które nie mają żadnej wartości. Teraz każdy śmieciowy nius, każda znaleziona kartka papieru z durnym bazgrołami to przebój na miarę lotu na Księżyc.

Reklama

Ethan: Ale proszę nie odczytywać tego, co powiedział Joel jako komentarza do czasów terroru informacji. To po prostu pomysł na film i konkretne postaci w nim. A że naśmiewamy się ze służb specjalnych Ameryki, z których wszyscy się teraz śmieją? Po prostu jesteśmy leniwi i lubimy kopać leżącego zamiast znaleźć sobie godnego przeciwnika.

Tilda Swinton twierdzi jednak, że to film polityczny…

Ethan: Eeee, tam…

Reklama

Joel: Sami nie lubimy gadać o polityce, więc najęliśmy Tildę, by się trochę na ten temat poprodukowała.

W „Tajne przez poufne” postać Chada Feldheimera, głupkowatego instruktora z siłowi, została napisana specjalnie dla Brada Pitta. Często piszecie scenariusze dla konkretnych aktorów?

Joel: Zawsze. Odkąd kręcimy filmy, czyli od 25 lat, nasze scenariusze powstają z myślą o bardzo konkretnej obsadzie. Przynajmniej jeśli chodzi o główne postaci.

Ethan: Przy okazji tego filmu spotkaliśmy się na sesję, która nazywamy „ćwiczenia z pisania” - tak zawsze wygląda początek naszej pracy nad scenariuszem - i pierwsze co zrobiliśmy, to napisaliśmy na kartce pięć nazwisk: Pitt, Clooney, Malkovich, McDormand i Richard Jenkins.

Twoja żona Frances McDormand nie miała ci za złe, że z myślą o niej stworzyłeś postać idiotki obsesyjnie myślącej o operacjach plastycznych?

Joel: Była niewyobrażalnie rozczarowana.

A Brad Pitt nie czuł się urażony?

Ethan: Miał z tego wiele radości. Zadziwiające, prawda (śmiech)?

Nie mogę się oprzeć, by nie zapytać o seksmaszynę, która konstruuje w filmie George Clooney. Kto wymyślił to urocze krzesło z wibratorem?

Ethan: To pomysł Joela!

Joel: Właściwie to nie jest oryginalny pomysł. Jest wzorowane na krześle, które stoi w nowojorskim muzeum seksu. Gdy je zobaczyłem wydało mi się tak fajne, że w pierwszej chwili chciałem je stamtąd ukraść. Zadzwoniliśmy więc do George'a Clooney'a i poprosiliśmy go o pomoc w skoku na muzeum. Odpowiedział nam: „Tego mi jeszcze trzeba do całkowitego zrujnowania mojej reputacji, żeby złapali mnie jak pod osłona nocy wynoszę wielkiego penisa z muzeum w towarzystwie braci Coen.” Wybaczyliśmy mu. Jak już z nim skończymy podarujemy mu to krzesło. Niech ma.

Po „Bracie, gdzie jesteś?” zapowiadaliście, że to pierwszy film z cyklu „Trylogia Idiotów”, w której zamierzacie obsadzać George'a Clooneya. Potem było „Okrucieństwo nie d przyjęcia”, teraz „Tajne przez poufne”. Czy to znaczy, że to koniec komedii o idiotach w reżyserii braci Coen i koniec waszej współpracy z Clooney'em?

Ethan: Nie, damy mu jeszcze szansę, ale jeszcze nie wiemy co to będzie. Żeby było jasne: nie myślimy, że George jest idiotą. Trzeba naprawdę umieć rzucić w kąt próżność, żeby zagrać debila. To trudne dla aktora.

Joel: To nie tak, że robimy sobie jaja ze znanych aktorów proponując im role głupków. Raczej liczymy na to, że okażą się na tyle inteligentni by coś takiego zagrać.

Jak od strony technicznej wygląda reżyserowanie razem?

Joel: Ciągle powtarzamy, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego, żadnej tajemnicy, żadnego podziału obowiązków. Po prostu na pytania na planie odpowiada ten, który akurat stoi bliżej. Jak się to zmieni zwołamy konferencje prasową.

Ethan: Robienie filmu to nie jest wielka sztuka - siedzi się na planie i gada z ludźmi. To się da robić we dwóch naraz.

Potraficie się nawzajem nadal zaskoczyć?

Ethan: Eeeee, nie lubię takich pytań. No nie wiem po prostu. Sztywnieję ze złości gdy ktoś mnie o to pyta. A każdy pyta.

Więc pomówmy o życiu po Oscarze. Czy sukces filmu „To nie jest kraj dla starych ludzi” dał wam poczucie, że teraz naprawdę wszystko wam wolno?

Joel: To była nasza jazda po bandzie - sprawdziliśmy dokąd można posunąć się z przemocą i tym wszystkim, co jest naszym znakiem firmowym i okazało się, że nie ma granic.

Ethan: Co nie znaczy, że coś się zmieniło jeśli chodzi o nasze produkcje. Finanse nadal działają tak samo jak przed Oscarem. To co teraz filmujemy - niskobudżetowa komedia „Serious Man”, która rozgrywa się w żydowskim środowisku na Środkowym Zachodzie w 1967 roku, zostało sfinansowane jeszcze przed nagrodą. Więc dopiero kolejny film będzie testem czy jesteśmy tacy ważni jak nam się wydaje.