Policja znajduje ciało pięknej żony miejscowego hodowcy róż. Do więzienia trafia jej mąż - funkcjonariusze wiedzą, że zazdrośnik dopiero co dowiedział się, że jego ukochana miała innego. Rozpoczyna się śledztwo. Własne dochodzenie prowadzi miejscowy proboszcz - ojciec Mateusz (Artur Żmijewski). Z góry wiadomo, że i tym razem rozmodlonemu detektywowi uda się rozwikłać zagadkę. Bo intryga nie jest skomplikowana. Ale nic to. Detektywowi w sutannie i tak kibicuje 7 mln widzów.

Reklama

Polska wersja włoskiego serialu "Don Matteo", czyli "Ojciec Mateusz", ku zaskoczeniu wszystkich stała się fenomenem. W rankingu pozycji, które w 2008 r. przyciągnęły największą widownię, "Ojciec Mateusz" był jedyną nowością. Choć nowością nieodbiegającą zbytnio od sąsiadujących z nim w rankingu seriali. Recepta na tasiemiec, który przyciągnie miliony, jest w ostatnich latach jedna. Przepis sprawdził się już w przypadku "Rancza", serialowego hitu sprzed dwóch lat, czy "Plebanii". Trzeba wziąć małą malowniczą miejscowość, dodać lokalną społeczność, najlepiej z kilkoma wyraźnie przerysowanymi bohaterami, i okrasić to wszystko postacią dobrotliwego księdza. - Milionom widzów te seriale pozwalają uciec od rzeczywistości do idealnego miejsca, które pamiętają z dzieciństwa. Tu nie ma pogoni za pieniędzmi, wszystko toczy się własnym rytmem. Za taką krainą tęsknimy - mówi socjolog z PAN Urszula Jarecka.

Z ziemi włoskiej do Polski

"Ojca Mateusza" postanowił sprowadzić do Polski właściciel firmy producenckiej Baltmedia z Sopotu Krzysztof Grabowski, który od wielu lat współpracuje z włoskim producentem "Don Matteo" - firmą Lux Vide. Razem produkowali m.in. film o Karolu Wojtyle "Pope John Paul II".

Serial o włoskim księdzu z żyłką detektywistyczną od 2000 r. nadaje włoska stacja publiczna Rai Uno. Ale zanim budżet "Ojca Mateusza" parafowali szefowie telewizji, projekt długo zalegał na półkach Agencji Filmowej TVP. Pomysł i gotowe scenariusze do pierwszych dwóch odcinków trafiły tam grubo ponad dwa lata temu. "Gorącym zwolennikiem serialu był ówczesny dyrektor TVP 1 Maciej Grzywaczewski. Ale projekt i tak wstrzymywano. Komentowano, że drugiej <Plebanii> nie potrzeba, że ta <kościelna> opowieść nikogo nie zainteresuje" - mówi producent serialu. Zdziwienie było więc ogromne, gdy "Ojciec" trafił na antenę i wykosił konkurencję. "To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania, nawet oryginalna włoska wersja nie miała tak dobrych wyników" - przyznaje Grabowski. Polska jest pierwszym krajem, który zdecydował się nakręcić własną wersję tasiemca. Z Włochami negocjują w tej sprawie Hiszpanie.

Do tej pory do kilkunastu krajów sprzedano oryginalną włoską wersję. Kilka lat temu kupiła ją nawet TV Puls. Ale serial nie przebił się do masowej publiczności. Akcja włoskiego pierwowzoru rozgrywa się w niewielkim miasteczku Gubbio. Tytułowego Don Matteo gra Terence Hill, który zamienił rewolwer na sutannę. Wcześniej uchodził bowiem za najpopularniejszego filmowego kowboja Europy. Wszystko dzięki serialowi "Lucky Luke", gdzie grał szeryfa, najszybszego rewolwerowca, który zawsze walczył w obronie prawa i porządku.

Pomysłów na odtwórcę głównej roli było kilka. W grę wchodzili Piotr Adamczyk, Zbigniew Zamachowski oraz Robert Więckiewicz. "Szefowa <Jedynki> Dorota Macieja usilnie nalegała jednak, żeby to był Artur Żmijewski. Na początku byliśmy sceptyczni, ale okazało się, że to był strzał w dziesiątkę" - mówi Grabowski.

Reklama

Aktora najpierw grającego amantów, a potem szwarccharaktery w rodzaju "Eleganta" w "Psach", masowa publika kojarzy przede wszystkim z rolą odpowiedzialnego i wrażliwego doktora Burskiego ze szpitala w Leśnej Górze. Główna rola w "Ojcu Mateuszu" tej etykietki nie zmieni. Postać, którą w nowym serialu wykreował Żmijewski, jest w gruncie rzeczy taka sama. "Co z tego, że zamienił lekarski fartuch na sutannę. Jest równie letni" - mówi Karolina Korwin-Piotrowska prowadząca "Magiel towarzyski" w TVN Style. "Ale Polacy takich właśnie bohaterów uwielbiają. To przecież chodzący ideał. Skoro może być idealnym lekarzem, może być też idealnym księdzem" - dodaje.

Tęsknota za prowincją

W ekipie serialu znalazły się inne głośne nazwiska. Reżyserem pierwszych trzech odcinków jest Maciej Dejczer, który ma na koncie "Oficera", czy "Magdę M.". Zdjęcia nakręcił Jarosław Żamojda. Najpoważniejsze zadanie mieli jednak przed sobą scenarzyści serialu Grzegorz Łoszewski i Jolanta Hartwig-Sosnowska. To oni musieli dostosować włoski oryginał do polskiej rzeczywistości. I wbrew pozorom nie wystarczyło tylko zmienić nazwiska, a karabinierom nadać stopnie polskiej policji. "We włoskim odpowiedniku jest wiele naiwności, którą trzeba było pominąć. Włosi maja też inny temperament niż Polacy" - mówi Jolanta Hartwig-Sosnowska. Jak przyznaje producent, włoski właściciel praw do serialu dał im wolną rękę. Pojawiło się wiele postaci, których nie ma w oryginale, rozszerzano niektóre z wątków. W roli zadziornej i wścibskiej pomocnicy księdza pojawiła się np. Kinga Preis - znakomita przeciwwaga dla flegmatycznego księdza detektywa.

Poważnym zadaniem dla producentów serialu było też znalezienie odpowiednika urokliwego włoskiego miasteczka Gubbio. Wybór padł na Sandomierz. "Szukaliśmy odpowiedniego miejsca na Pomorzu, na Dolnym Śląsku, w Pszczynie. Sandomierz pojawił się dość szybko. To miasto jak bombonierka, z fantastyczną, zabytkową starówką. A poza tym jest niedaleko Warszawy, co zmniejsza koszty produkcji" - mówi otwarcie producent. Gdy zatem główny bohater przemierza wybrukowane alejki sandomierskiego starego miasta na swoim nie najmłodszym rowerze, w kadrze migają kamienice starówki, XIV-wieczna katedra czy ratusz. "Miasto jest pełnoprawnym bohaterem tego serialu. Ma szansę wyjść z cienia i zyskać sławę, jaką cieszy się Gubbio z włoskiego oryginału" - mówi Grabowski.

Do Gubbio zjeżdżają tłumy turystów, chętnych na wycieczkę śladami serialowych bohaterów. Podobnie jak do Jeruzalu, niewielkiej miejscowości koło Mińska Mazowieckiego, szerzej znanej jako Wilkowyje z "Rancza". Sandomierz też zaczyna czerpać korzyści z reklamy, jaką zrobiła mu ekipa. "Prawdziwego najazdu spodziewamy się na wiosnę. Ale już przed świętami i na sylwestra do miasta zjechało bardzo wielu turystów. Do września zarezerwowane są wszystkie hotele. Z tego, co wiem, pojawił się nawet biznesmen, który zamierza budować kolejny hotel" - mówi dumnie burmistrz Sandomierza Jerzy Borowski - "Dobry los nam sprzyja".

"<Ojciec Mateusz> to kolejny dowód, że Polacy tęsknią za prowincjonalnością, nawet ci, którzy co roku wyjeżdżają na Sri Lankę. Poza tym w tak katolickim kraju brakuje postaci sympatycznego, życzliwego i zainteresowanego życiem swoich parafian księdza. Kościół jest u nas wciąż odległy" - mówi medioznawca prof. Wiesław Godzic. Karolina Korwin-Piotrowska idzie dalej: "Ten serial powinien być sponsorowany przez Episkopat" - komentuje. Jej zdaniem serial zyskał popularność nie tylko dlatego, że pokazuje ucieleśnienie ideału księdza, jakiego każdy katolik chciałby mieć w parafii, ale przede wszystkim dlatego, że jest prosty, lekki, łatwi i przyjemny. "Seriale z charakterem, jak <Dexter> czy <Californication> u nas są niszowe. Poza tym, jak widać, uwielbiamy idealizować siebie i nasz kraj" - dodaje. Urszula Jarecka mówi wprost: "Chcemy się łudzić, że tak właśnie wygląda nasz kraj" - ludzie są poczciwi, w gruncie rzeczy mają dobre serca, księża są zatroskani o życie parafian, no i zawsze świeci słońce.