Triumf niezależnego filmu „Slumdog. Milioner z ulicy” w reżyserii Danny'ego Boyla, statuetka dla pomijanego zazwyczaj przez włodarzy kinematografii Woody'ego Allena za najlepszy film komediowy, przewaga nagród dla twórców brytyjskich nad amerykańskimi wyraźnie pokazuje nową tendencję w światowym show-biznesie – chęć wybicia się poszczególnych imprez na niepodległość. Złote Globy – nagroda stowarzyszenia prasy zagranicznej akredytowanej w Hollywood – chcą przestać być przedpremierą Oscarów. Pokazać swoją niezależność od polityki wielkich wytwórni, dominacji wysokobudżetowych, koniecznie hollywoodzkich produkcji. Nie tylko zresztą Globy się zbuntowały. Krytyka imprez filmowych na całym świecie, ich coraz mniejsze powodzenie finansowo-medialne i powtarzane jak samospełniająca się przepowiednia doniesienia o kryzysie spowodowały, że każde wydarzenie w przemyśle – czy to rozdanie nagród, czy festiwal – chce być poza głównym nurtem, wypromować własne nazwiska, tytuły, dać swój wyraźny autorski podpis.
>>> Zobacz galerię z tegorocznego rozdania
Już zeszłoroczna edycja Globów – gdzie wyróżniono brytyjską „Pokutę” Joe Wrighta, która przepadła zupełnie w oscarowym rozdaniu – zapowiadała tę tendencję. Teraz zagrano jeszcze odważniej – pominięto pewniaki mierzące się z wielkimi legendami amerykańskimi, demitologizujące politykę i historię USA – jak „Obywatel Milk” Gusa Van Santa opowiadający historię zamordowanego senatora geja, „Frost/Nixon” zgłębiający kulisy najsłynniejszego wywiadu telewizyjnego w historii amerykańskiej telewizji, w którym Richard Nixon de facto przyznał się do afery Watergate czy epicki, nawiązujący do stylu dawnego Hollywood „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” równolegle prowadzący historię głównego bohatera i historyczno-obyczajowe zawirowania współczesnego mu świata od zakończenia I wojny światowej, przez debiut Beatlesów, itd. Jednym rzutem na taśmę zgrabnie wygumkowano ulubieńców wszelkich „rozdawaczy nagród” – Sean Penna, Meryl Streep, braci Coen...
Jakkolwiek moda na niezależność też może być wykalkulowaną strategią, ale z punktu widzenia kinomana jest pozytywnym zjawiskiem wywołującym dreszczyk emocji samym werdyktem, nie tak zwanym show.
Czy to znaczy, że i Akademia przyznająca Oscary się zmieni? Nie sądzę. Pozostanie imprezą przewidywalną, o której decyduje przede wszystkim dobry marketing. Ale paradoksalnie – to właśnie stanie się wyróżnikiem tych nagród na tle pozostałych.