Ukazująca się 29 stycznia powieść Anny Fryczkowskiej* "Trafiona - zatopiona" to opowiadana wielogłosowo, przez dwie kobiety i dwóch mężczyzn, historia przepełniona ludzkimi pragnieniami i nadzieją. Czyimi?

Besi, trzydziestoparoletniej gospodyni domowej, pełnej frustracji matki dwóch córek, która siłą rozpędu pcha swój kierat do momentu, gdy jej mąż nagle znika. Nie żyje? Odszedł do kochanki?

Reklama

Agaty, studentki i mieszkanki Powiśla, która niedawno przeprowadziła się ze wsi do Warszawy. Tu w jej życiu pojawia się mężczyzna, z którym wolałaby się jak najszybciej rozstać.

Chudego, dwudziestoletniego sąsiada Agaty, dziwaka i hipochondryka, który ma wrażenie, że słyszy ludzkie myśli. Musi nagle dopuścić do swego świata kilka obcych osób.

Tomka, chirurga pracoholika, który po raz kolejny zapomina, że ma rodzinę. Powódź rozbija mu starannie skomponowany plan dnia.



Anna Fryczkowska - warszawianka, z wykształcenia italianistka, z zawodu scenarzystka i dziennikarka. Współautorka scenariuszy do kilku seriali, ostatnio Przystani. Wydała powieść "Straszne historie o otyłości i pożądaniu" (Replika, 2007). Uzależniona od czytania, pisania i słuchania.



Czytaj dalej >>

Reklama



Fragment powieści:


Od lat każdy dzień zdawał się Besi osobną książką, z własnym początkiem, który nadawał treść reszcie, z własną kulminacją i własnym zakończeniem. Jej biblioteczka dni wyglądała od paru lat mało kusząco, zdecydowanie nudniej nawet od Harlequina. Zdecydowała, że ten dzień mógłby nosić tytuł Zakupy i wizyta koleżanki z dawnej pracy. Początek pod znakiem nabywania produktów spożywczych, mało emocjonujący, jeśli nie liczyć potyczek o jak najdłuższą datę ważności na serze i jogurtach. Książka dnia dzisiejszego opowiadała następnie o wyprawie do Smyka, gdzie Besia zastanawiała się, czy opłaca się wydawać takie góry pieniędzy na ubrania, które i tak zaraz będą za małe. Jej niegdyś całkiem sprawny umysł główkował, szacował i przeliczał, analizował i przewidywał, cały skupiony wokół, a może wzdłuż, spodni dziecięcych rozmiar 134. To zupełnie tyle, ile wynosiło jej IQ, gdy je sobie badała ostatnio, to znaczy w pracy. Teraz – czuła – jej IQ było znacznie mniejsze, skromniejsze, bo i też niespecjalnie używane. A niby kiedy? Podczas rachunków w sklepie czy zebrań w szkole? Tyle że przepisy pamiętała, więc nie musiała zaglądać do książki kucharskiej.

Besia nie miała jeszcze pewności co do centralnego punktu tego dnia, bo nie było nim na pewno płacenie za ciuchy ani wychodzenie ze Smyka, ani nawet człapanie ulicą z ciężkimi torbami do metra. Coś ją jeszcze dzisiaj musiało czekać, pokrzepiała się tą myślą, starając się nie umrzeć z nudów podczas jazdy, bo znowu nie wzięła nic do czytania. Gapiła się więc tylko na czerń za oknami i dyskretnie na pasażerów, na monitory na ścianach wagonu, które wyświetlały kompletnie niedotyczące jej wiadomości, jak na przykład o problemach w rządzie, o majątku Kościoła czy o powodzi na warszawskim Powiślu. Na Powiśle miała zupełnie nie po drodze, sama nie pamiętała, kiedy była tam ostatni raz. Żałowała oczywiście tych ludzi, którym zalało domy, ale i tak nie znała tam nikogo, więc tylko przemknęła jej przez głowę obawa, czy ta powódź aby nie powiększy korków w Warszawie. Na pewno powiększy, zdecydowała, bo przecież każda zmiana w czymkolwiek powodowała jeszcze większe zakorkowanie miasta. Besia obiecała sobie jeździć wszędzie wyłącznie metrem i ewentualnie tramwajami, a jej obietnicy wtórował potworny wizg kół wagonu metra po szynach. Wyglądało na to, że wobec monotonii jej dzisiejszych zajęć kulminacją tego dnia będzie wizyta dawnej koleżanki z pracy, która miała do niej interes. Besia, nieświadoma, że ten dzień ma się potoczyć zgoła inaczej, szybciutko zmierzała w głąb króliczej nory, gdzie czekała ją niespodzianka.


"Trafiona - zatopiona"
Anna Fryczkowska
Wyd. Grasshopper 2010