Zanim wydała swój pierwszy zbiór opowiadań, była m.in. autorką poradników – pisała o kuchni, ogrodnictwie, prowadzeniu gospodarstwa. Literacko zadebiutowała dopiero po pięćdziesiątce, ale od tego momentu kariera Annie Proulx nabrała niezwykłego rozpędu. Pierwsza powieść „Pocztówki” przyniosła jej prestiżową PEN/Faulkner Award for Fiction. Za kolejną – „Kroniki portowe” – autorka „Tajemnicy Brokeback Mountain” otrzymała Nagrodę Pulitzera.

Reklama

Do dziś 74-letnia pisarka z powodzeniem nadrabia zaległości. Z prasą rozmawia niechętnie, ukrywając się przed rozgłosem na swojej farmie w Wyoming. „Wywiady zabierają cenny czas przeznaczony na pisanie, poza tym moje słowa często bywały przytaczane w niewłaściwym kontekście. Udzielanie wywiadów nie jest więc moim ulubionym sposobem na spędzanie czasu” – mówi dziennikarzom.

Jak sama przyznaje, woli słuchać, niż mówić. Inspiracją dla jej opowiadań często bywają zaobserwowane przelotnie sytuacje lub strzępy zasłyszanych gdzieś rozmów. Tak było z „Tajemnicą Brokeback Mountain”. Punktem wyjścia dla napisania głośnego opowiadania miała być drobna obserwacja, jaką pisarka poczyniła w jednym z barów. Niewykluczone, że podobnie było z krótkimi formami prozatorskimi, które znalazły się w zbiorze „Dobrze jest, jak jest”.

Lektura opowiadań z całą pewnością potwierdza jedno – amerykańska autorka posiada wielki narracyjny talent. Stale powracający w jej twórczości krajobraz amerykańskiej prowincji pisarka wciąż zaludnia nowymi postaciami, stwarzając światy tak sugestywne, że można je sobie wyobrazić w najdrobniejszych szczegółach.

Reklama

Historie opisane w opowiadaniach rozgrywają się w scenerii podobnej do tej, w której nawiązywał się romans Ennisa i Jacka, jednej z najsłynniejszych par gejowskich w dziejach literatury. Dzika górska przyroda, prowincjonalne bary, podupadłe farmy... Z pozoru niewiele może się tutaj wydarzyć – kolejne śluby, pogrzeby, narodziny dzieci. Ale dla Proulx w tym surowym pejzażu najsilniej zarysowuje się dramat ludzkiej egzystencji. Bohaterowie – uwikłani w walkę z bezlitosnym żywiołem natury i równie bezlitosnymi prawami ekonomii, których ofiarą zawsze padają najbiedniejsi – są z góry skazani na przegraną. Tutaj nie ma szans na happy endy, wszystkie postaci zmierzają ku nieuchronnej zagładzie, zupełnie jakby ktoś (może pojawiający się dwukrotnie w zbiorze diabeł?) czyhał na ich najdrobniejsze potknięcie.

Pisarstwo Proulx najkrócej dałoby się sprowadzić do kategorii antywesternu. Autorka „Dobrze jest, jak jest” nieustannie konfrontuje się z amerykańskim mitem podboju Dzikiego Zachodu, odsłaniając mroczną i przygnębiającą stronę rzeczywistości od lat gorliwie idealizowanej w hollywoodzkich filmach. Zachód u Proulx ma niewiele z westernowej wzniosłości, a kowboje z jej opowiadań nie są walecznymi superbohaterami. To ludzie przegrani, żyjący w nędzy, zmuszeni do nieustannej walki o przetrwanie. Nic dziwnego, że twórczość Annie Proulx nie zawsze spotyka się z aprobatą wśród jej rodaków. Autorka „Tajemnicy Brokeback Mountain” zmusza do przewartościowania amerykańskiego mitu założycielskiego i jest w tym bezlitosna. Podbój Dzikiego Zachodu nie zakończył się zwycięstwem – odkrywamy, czytając te opowiadania. Kto wie, może za gwałt na nieswojej ziemi, jakiego dopuścili się pierwsi osadnicy, kolejne pokolenia wciąż muszą odprawiać bolesną pokutę.