Czytając krótkie, esencjonalne prozy Margaret Atwood przypomniałem sobie słynny cykl obrazów Pieta Mondriana (1872–1944). Holenderski abstrakcjonista namalował w latach poprzedzających I wojnę światową szereg prac przedstawiających to samo drzewo - skromną jabłoń. Kolejnymi obrazami, przechodzącymi stopniowo od wiernego drobiazgowego realizmu do pełnej, geometrycznej abstrakcji, udokumentował własną drogę artystyczną - od klasycyzmu po minimalizm.
Margaret Atwood, laureatka nagrody Bookera, pokazuje zbiorem "Namiot", że casus Mondriana może być równie aktualny w dziedzinie literatury. Teksty Atwood nie przekraczają objętością paru stron (a przeważnie są krótsze), ale każdy z nich stanowi obietnicę opowieści. Podobnie jak w przypadku abstrakcyjnego malarstwa ciężar jej uzupełnienia, interpretacji, estetycznej konsumpcji spada na obdarzonego wyobraźnią czytelnika.
Zresztą już pierwsze opowiadanie "Historie życia" sugeruje takie rozwiązanie - to przepiękny tekst, być może o umieraniu, ale z pewnością o literackim redukcjonizmie, odcinaniu niepotrzebnych gałęzi z drzewa życia. "Został ledwie akapit, ledwie zdanie czy dwa, ledwie szept. Przyszłam na świat dawno temu. Przyszłam na świat. Przyszłam" - kończy Atwood.
W "Namiocie" liryzm niespodziewanie zderza się z sarkazmem, emocje z suchą relacją, sen z rzeczywistością. Ta technika pisarska i sposób postrzegania rzeczywistości wygląda dla nas znajomo - natychmiast przywodzi na myśl poezję Wisławy Szymborskiej. Wygląda na to, że dostojna noblistka ma po drugiej stronie Atlantyku bratnią duszę, ironistkę zakochaną w świecie bez wzajemności.
Mam w książce Atwood ulubiony utwór, nosi on tytuł "Nasz kot idzie do nieba". Pierwsze pytanie, jakie rzeczony kot zadaje Bogu (który również przybiera kocią postać), brzmi: "Czy mógłbym odzyskać swoje jądra?". "Oczywiście - odpowiada Bóg. - Są za tamtym krzakiem". Zawsze się zastanawiałem, jakie mogłoby być najgorętsze życzenie kanapowego kota, który trafia do Raju. Margaret Atwood trafiła w dziesiątkę.
"Namiot"
Margaret Atwood, przeł. Justyna Gardzińska, Bellona 2007