Cioma Schönhaus miał bez wątpienia świetny materiał na książkę - była nim jego własna biografia - atrakcyjna fabularnie, balansująca na granicy prawdopodobieństwa. Autor spisał to, co przeżył jako 20-letni chłopak w ogarniętym wojną Berlinie. Opowieść zaczyna jesienią 1941 roku, tuż przed deportacją rodziców do obozu zagłady w Majdanku, kończy dwa lata później, kiedy udaje mu się pokonać zieloną granicę i przedostać do Szwajcarii.

Reklama

Wszystkich tych, którzy oczekują przygnębiającej, martyrologicznej opowieści o Zagładzie, spotka rozczarowanie. To, co proponuje Schönhaus, nadaje się raczej na antyheroiczny film Andrzeja Munka - Cioma jest bowiem bohaterem, który przeżywa wojnę dzięki sporej umiejętności kombinowania i zaskakującej zdolności lądowania na cztery łapy. Dzięki pieniądzom ze sprzedaży rodzinnego dobytku udaje mu się zachowywać pozory normalności w świecie pogrążonym w szaleństwie. Ostentacyjnym stylem życia Cioma wręcz to szaleństwo kwestionuje, poddaje w wątpliwość. Kupuje bowiem jacht, wpada do drogich restauracji, a jednocześnie, wykorzystując swoje zdolności plastyczne, namiętnie fałszuje paszporty, aby pomóc Żydom, którym grozi deportacja.

Jakkolwiek podniecająco by to brzmiało, książka Schönhausa nie broni się jednak literacko. Przypomina raczej naprędce zrobione notatki proszące się o porządną redakcję. Zadziwiające, że barwne losy przeniesione na papier często nużą, bo są tak źle opowiedziane. Miejmy nadzieję, że film, który już w oparciu o książkę powstaje, lepiej wykorzysta ów niezwykły materiał.



"Fałszerz paszportów"
Cioma Schonhaus, przeł. Roman Niedballa, Videograf II 2007