Mały Mario przed snem całował obrazek z tatą, przystojnym mężczyzną w granatowym mundurze, który – wedle relacji mamy – umarł. Kilka lat później z tatusia w niebie zamienił się w żyjącego, groźnego pana. Rzecz w tym, że matka z dziesięcioletnim Mariem uciekła z prowincji do Limy, do męża, który ją zostawił, kiedy była jeszcze w ciąży. Powodowała nią wielka, intensywna, mocno tragiczna miłość. Bo Ernesto Vargas bił, zastraszał, groził śmiercią. Był agresywnym, zbudowanym z kompleksów Metysem, czyli mieszańcem. Ani Europejczyk, ani Latynos, ani mieszczanin, ani wieśniak, ani prostak, ani inteligent. Wykorzeniony, bez rodziny, bez historii, którą chciałby się chwalić. Przygnębiony myślą, że pochodzi z niższej klasy społecznej niż jego żona. Od kiedy Mario dowiedział się, że tata jednak żyje, nazywał go "panem, który jest ojcem".
Ten pan był powodem, dla którego Llosa w dzieciństwie rzadko wychodził ze swojego pokoju, pochłaniał za to książki przygodowe, sam wymyślał opowieści, zaczął pisać. Wiele lat później przed tym panem ukrywał się ze świeżo poślubioną ciotką Julią, którą ojciec chciał zabić. Strach, ryzyko od wczesnej młodości były motorami najważniejszych decyzji Llosy. Gdyby na początku lat 90. ubiegłego wieku urząd prezydenta Peru oznaczał estymę i stabilność, prawdopodobnie nie zostałby kandydatem.
On sam swoje zaangażowanie w politykę na początku uznawał za powinność moralną, w oczywisty sposób wynikającą z jego biografii. "Jak ryba w wodzie" jest opisem tęsknoty za tym, żeby w jakiejś dziedzinie poczuć się na swoim miejscu. Skoro ojciec nie mógł być wzorem, chciał naśladować dziadków – ten ze strony ojca wielokrotnie był więźniem politycznym, ze strony matki – prefektem miasta Piura.
Mario wcześnie zaczął walczyć z uczuciami do Peru – to tam tak nienawidził ojca, że życzył mu śmierci. Naprawdę szczęśliwy był wcześniej, w wielopokoleniowym domu w Boliwii, z samotną matką. Jako dziecko nabierał przekonania, że Peruwiańczycy cierpią na narodową chorobę braku dopasowania. Już w dzieciństwie Peru stało się dla niego miejscem ważnym, ale wykluczanym z pamięci. Wtedy zaczął rozumieć frustrację, którą w „Rozmowie w »Katedrze«” opisuje jako złość kraju w pewnym momencie swojej historii nieodwracalnie "spierdolonego".
Z tych wszystkich powodów autobiografia Llosy jest ważna dla zrozumienia całej jego twórczości, wystąpień publicznych, a nawet pierwszego ważnego politycznego tekstu – "W stronę totalitarnego Peru", który ukazał się w "El Comercio" w 1987 roku. Występował wtedy przeciw programowi prezydenta Alana Garcii, upaństwowieniu systemu finansowego, opowiadał się za własnością prywatną, gospodarką rynkową.
Chciał tylko przemówić na jednej manifestacji, ale zwyciężyła pogoń za przygodą. "Kiedy wszedłem na trybunę, poczułem wielką radość i strach", pisze. Te emocje dały początek Frontowi Demokratycznemu, a potem kandydowaniu na prezydenta.
Ta biografia – poza tym, że może być czytana jako zapis autoterapii po prezydenckiej porażce – jest też kroniką trzech miłości autora. Do polityki, kobiet, literatury. Żadna z nich nie istnieje osobno, są dla niego równie ważne.
Szybko nabierał pewności, jak chce pisać. W młodości, jako dziennikarz, krytykował powtarzanie w książkach stereotypów kojarzonych z Peru, takich jak feudalizm w Andach, pogodzenie Indian z losem, korupcja księży, sceny gwałtów na wiejskich kobietach. Oznaczało to dla niego niedorozwój literatury. Obsesyjnie analizował konstrukcję powieści. Interesowało go na przykład, kiedy użycie przymiotników rujnuje prawdopodobieństwo historii.
"Jak ryba w wodzie" to jedna z najlepszych książek Vargasa Llosy. Z wirtuozerią operuje w niej nie tylko przymiotnikami, również czasem, rytmem opowiadania, wspomnieniami.
JAK RYBA W WODZIE. WSPOMNIENIA | Mario Vargas Llosa | przeł. Danuta Rycerz | Znak 2010 | 49,90 PLN