Raymond Carver (1938 – 1988) żył tylko 50 lat, z czego, jak sam twierdził, ostatnie 10 i tak było na kredyt. Pracował w tartaku i w bibliotece, bywał nocnym stróżem. Ostro pił, palił jak lokomotywa. Za życia wydał parę niewielkich zbiorów opowiadań – opowiadań, które stały się klasyką amerykańskiej literatury XX wie- ku. Haruki Murakami uważa Carvera (tłumaczył jego teksty na japoński) za najważniejszego pisarza, jakiego czytał. Robert Altman nakręcił według prozy Amerykanina wybitny film "Na skróty". John Updike wybrał jedno z opowiadań Carvera do antologii "The Best American Short Stories of the Century". Powszechnie uważa się, że proza autora "O czym mówimy, kiedy mówimy o miłości" w latach 80. zeszłego wieku przyczyniła się za oceanem do odrodzenia nowelistyki.
Na czym polega fenomen Carvera? O jego twórczości nieprzychylni krytycy mówili, że jest – dosłownie – o niczym. Co więcej, krytycy przychylni mówili w zasadzie to samo. Te teksty nie przestrzegają naczelnej zasady prozy narracyjnej – nie skupiają się na zmianie, ale na bezruchu. Często zawierają w swojej konstrukcji rodzaj pętli, która z końca pro- wadzi z powrotem na początek, zawracając świat w utarte koleiny. Jak pisze Jerzy Jarniewicz w znakomitym posłowiu do "Katedry" o opowiadaniu "Ostrożnie", "zawiesza ono możliwość ruchu i przeistoczenia – siebie i rzeczywistości, nawet rozumianej (...) jako przestrzeń czterech ścian wynajmowanego mieszkania".
Przenosimy się w świat ludzi przegranych, uwięzionych w swoim losie, biernych, pozbawionych nadziei na jakąkolwiek sensowną przyszłość. Alkoholicy, bezrobotni, samotnicy. Obwoźni sprzedawcy, współcześni nomadzi wiecznie uciekający przed długami, kobiety usiłujące związać koniec z końcem. Przypadkowi podróż- ni, małżeństwa zmęczone rutyną wspólnego życia, faceci w piżamach przesypiający całe dnie na wersalce. Carver jednak nie stylizuje swoich opowiadań na pijackie historie z półświatka, nie próbuje ubierać tych ludzkich portretów w szatki dekadencji, nie drwi, nie ironizuje. Wręcz przeciwnie, suchym, prostym językiem, skupiając się na detalach, gestach, pojedynczych słowach, relacjonuje owe losy pełne podskórnego cierpienia i wielkiego rozczarowania. W tym jałowym uniwersum już nic się nie wydarzy – bo wy- darzyć się po prostu nie może. Nigdzie nie jest to tak przygnębiające jak w Ameryce wychowującej swoje dzieci w agresywnym kulcie sukcesu i kariery.
Dla odbiorcy poszukującego w literaturze fabuły, akcji, dynami- ki, beznamiętne i statyczne opowiadania Carvera zdają się po- chodzić z innej planety. Ale też o coś całkiem innego w nich chodzi – o egzystencjalne przerażenie światem, w którym to, co się robi, i to, co się mówi, nie ma właściwie żadnego znaczenia: od sensownego istnienia dzieli nas gruba ściana ze szkła. O kryzysie społeczeństwa epoki późnego kapitalizmu można pisać naukowe eseje i płomienne manifesty, ale da się też uczynić to z najwyższą literacką klasą, subtelnie, w duchu stonowanego, ascetycznego minimalizmu.
Po śmierci autora rozgorzała zresztą ciekawa dyskusja o tym, na ile ów szczególny styl jego prozy jest dziełem samego Carvera, na ile zaś zasługą jego długoletniego redaktora Gordona Lisha. Jarniewicz pisze: "Lish nie tylko okrawał Carverowi zdania i wykreś- lał przymiotniki, skracając teksty o połowę, ale też pozwalał sobie na ingerencje własne, na radykalną modyfikację składni, przeróbki obrazowania i narzucanie nowych tytułów. (...) Carver godził się na te poprawki w imię szybkiej publikacji swoich opowiadań". Zbiór "Katedra" ma jednak stosunkowo najmniej do zawdzięczenia Lishowi – krótko mówiąc, tu właśnie możemy poznać pisarstwo Carvera w stanie w miarę niezmodyfikowanym. Wędrówka po tej rzeczywistości – obcej, odpychającej, rozpadającej się – jest fascynującą, choć smutną literacką przygodą.
KATEDRA | Raymond Carver | przeł. Jerzy Jarniewicz | Czuły Barbarzyńca 2010 | 29 PLN