Szeroko zakrojone poszukiwania przez wielu zostały odczytane jako sprytny chwyt marketingowy. Historia jednak nie miała w sobie nic z wykreowanej kampanii reklamowej. Dzieło Petra Hruszki miało być częścią większego projektu pt. "Jedno zdanie" przygotowanego przez czasopismo "Revolver Revue". Kilku twórców przez rok codziennie miało zapisywać jedno, najważniejsze dla nich, zdanie. Jednak rok temu Hruszka, laureat nagrody państwowej w dziedzinie literatury, który swą część miał już gotową, wybrał się w feralną podróż pociągiem...
Wkrótce potem w gazetach, w telewizji oraz w mediach społecznościach pojawiło się nietypowe ogłoszenie: poszukiwane są dwa zeszyty w formacie A5. Właściciel, jak wynikało z anonsu, zgubił je, wysiadając z pociągu numer 838 na trasie Ostrava - Brno. Wydarzyło się to 6 stycznia o godzinie 13:25. W zeszytach - poza gotową częścią projektu "Jedno zdanie" - Hruszka zapisał swoje wiersze. Był to jedyny egzemplarz tego rękopisu. Mimo nagrody czekającej na znalazcę, nikt się nie zgłosił. Co więcej, pojawiły się dość nieoczekiwane komentarze. Pisarz opowiadał dziennikarzom ostrawskiego dodatku "Mlada Fronta Dnes", że reakcje na jego akcję poszukiwawczą były bardzo różne - niektórzy pisali, że pewnie niczego nie napisał, a rzekome zgubienie rękopisu w pociągu było doskonałą wymówką.
Poeta próbował odtworzyć to, co spisywał przez rok, ale jak przyznał, z 365 zdań udało mu się przypomnieć jedynie siedem. Dlatego książka zaplanowana w ramach projektu została wydana bez jego części. Hruszka jednak nie poddał się - po roku opublikował swoją część, napisaną całkowicie od nowa.
Autor m.in. zbioru wydanych po polsku wierszy "Mieszkalne niepokoje" uważa, że dzięki całej historii zyskał przynajmniej jedno nowe doświadczenie: podczas poszukiwań udało mu się świetnie poznać wielu pracowników czeskiej kolei.