Wojna widziana oczami dziecka to dość częsty pomysł fabularny, wystarczy wspomnieć "Malowanego ptaka" Jerzego Kosińskiego. O ile tam mieliśmy do czynienia z wizją ekspresyjną i okrutną, o tyle "Blisko Jedenew" przepełnione jest smutnym pięknem i złowrogim spokojem. Opowieść małej dziewczynki, której dzieciństwo przypadło na czas II wojny światowej, przynosi obraz nieuchronnej zagłady małego, prywatnego świata dwóch rodzin - w świat podporządkowany leniwym, codziennym prawom i rodzinnym obyczajom wkracza obcy element, który w oczach bohaterki nie jest nawet człowiekiem, lecz żołnierskim mundurem - właśnie on ponosi odpowiedzialność za to, że płoną gospodarstwa sąsiadów, a osobiste rzeczy ojca tworzą coraz wyższy kopiec na podwórzu.

"Blisko Jedenew" to opowieść całkowicie podporządkowana wyobraźni dziecka - czas zyskuje tu całkiem nowy wymiar, teraźniejszość swobodnie miesza się z rodzinnymi legendami, baśń z rzeczywistością, zaś pory roku fruwają nielinearnie obok siebie.
Trudno się temu dziwić, skoro cała historia opowiadana jest z perspektywy domku na drzewie - miejsca, które samo w sobie bajkowo niweczy zasadę realności. To kryjówka równie krucha, jak cały świat - dla dziecięcej narratorki kres rzeczy najbliższych jest równocześnie końcem wszystkiego.

Ta gęsta, pulsująca dziwnym rytmem książka prowadzi nieubłaganie do rozwiązania, w którym happy end jest niemożliwy - narracja prowadzona jest ze spokojem, na jaki w obliczu historycznych, okrutnych wydarzeń może zdobyć się tylko dziecko. Jest to jednak danie dla wytrwałych - pisarz bowiem funduje nam wycieczkę w świat skrajnie osobny. Okrzyknięty wielką nadzieją niemieckiej literatury 30-letni autor zdecydował się na literacki eksperyment, odrzucając komercyjne pokusy współczesności. Wypada życzyć mu równie odważnego czytelnika.


Blisko Jedenew
Kevin Vennemann, przeł. Wojciech Zahaczewski, Czarne 2007








Reklama