Lekko przerobiłem anegdotę (pojawia się również w tej książce), by pokazać rodzaj stopniowania rzeczy trudnych – z przywództwem sprawowanym na odległość jako wyższą szkołą jazdy (przynajmniej jeśli zestawić ją z przywództwem zwykłym). Tymczasem konieczność zarządzania zespołami, których fizycznie nie sposób zebrać w jednym miejscu, staje się codziennym wyzwaniem wielu menedżerów.

Reklama

Książka Kevina Eikenberry’ego i Wayne’a Turmela daje przynajmniej jakąś nadzieję na ogarnięcie tematu. Przedstawia czytelnikowi 19 czytelnych zasad, zgodnie z którymi można się do tego zabrać. Najważniejsza z nich głosi, że na pierwszym miejscu jest przywództwo. Lokalizacja pracowników powinna mieć zaś znaczenie drugorzędne. Po jej wygłoszeniu autorzy przystępują do wyjaśnienia swojej koncepcji przywództwa. Definiują je jako zdolność do wyznaczenia kierunku, w którym inni ludzie chcą (w miarę możliwości dobrowolnie) podążać. Jeśli nikt nie podąża, o przywództwie nie ma mowy.

CZYTAJ WIĘCEJ W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP>>>