Niektórzy przedstawiają się jako emeryci, choć nie mają prawa do tego świadczenia i najpewniej do końca życia będą musieli pracować. Inni mówią, że są podróżnikami lub włóczykijami. Z perspektywy państwa posiadają status osób bezdomnych, ale ich zdaniem bardziej trafne jest określenie "bezmiejscowi". Jak pisze Bruder, bohaterowie jej książki bardzo łatwo wtapiają się w tłum i na pierwszy rzut oka trudno odróżnić ich od pełnoprawnych emerytów. "Sposobem myślenia i wyglądem wpisują się w ramy klasy średniej. Używają pralni samoobsługowych i wykupują karnety na siłownię, żeby móc korzystać z łazienki. Wielu wyruszyło w drogę po tym, jak recesja pochłonęła oszczędności ich życia. Aby napełnić baki samochodów i żołądki, od rana do wieczora ciężko pracują fizycznie. W czasach zamrożonych płac i rosnących kosztów mieszkaniowych wyrwanie się z niewoli czynszów i kredytów to ich sposób na życie. Starają się przetrwać w Ameryce" – czytamy we wstępie do książki.

Reklama

Centralną postacią reportażu jest Linda May. Poznajemy ją jako mieszkającą w kamperze sześćdziesięciolatkę, która podejmuje kolejną dorywczą pracę. Pochodząca z przemocowej rodziny kobieta już od dziecka wiedziała, czym jest bieda. Mimo trudnej sytuacji życiowej ukończyła szkołę i uzyskała dyplom z budownictwa. Przez jakiś czas pełniła funkcję kierowniczki budowy, a później podejmowała się różnych zajęć, aby tylko zarobić na utrzymanie siebie i córek. Pracowała w kasynie, była kelnerką, kierowcą tirów, zamiatała liście w ogrodach. Nigdy nie chciała być na utrzymaniu swoich dzieci. Nie ma pewności, czy kiedykolwiek będzie mogła pozwolić sobie na to, by nie pracować, a jednak nie przestaje marzyć. Szczególnie pociągająca wydaje jej się wizja przekazania córkom i wnukom czegoś trwałego – earthship, czyli domu zbudowanego ze starych puszek i butelek, ogrzewanego energią słoneczną. W wyobraźni jawi jej się jako "dzieło sztuki zbudowane własnymi rękami". Myśl o kupnie kawałka ziemi, na której mógłby stanąć dom, dodaje jej otuchy w momentach, gdy mięśnie odmawiają posłuszeństwa.

Choć Linda jest typem samotniczki, zawsze chętnie pomaga innym i zgromadziła wokół siebie grono przyjaciół. Należy do niego m.in. mieszkająca w starym fordzie Silvianne Delmars, którą poznała podczas pracy na nocnej zmianie w magazynie Amazona. Silvianne jest kolejną przedstawicielką pokolenia baby boomers, tarocistką i astrolożką przekonaną o tym, że jej koczowniczy tryb życia to wola bogini, część wyższego porządku. Początkowo, sypiając na parkingach, czuła się nieudacznikiem, ale szybko przyzwyczaiła się do życia na małej przestrzeni i przestała tęsknić za domem. Nie boi się ciężkiej pracy. Razem z Lindą zatrudnia się na kempingu. Pilnuje bezpieczeństwa, sprząta, zostaje po godzinach. Pełni obowiązki nawet wtedy, gdy godziny jej pracy z dnia na dzień zostają drastycznie zredukowane.

Portrety poświęcenia

Podobnych portretów Bruder nakreśla jeszcze kilka. Sporo uwagi poświęca, by przybliżyć czytelnikowi warunki pracy nomadów: pisze o rekordowo niskich stawkach, obciążających fizycznie zadaniach, braku stabilnych – a najczęściej jakichkolwiek – umów. Daleko jej od hurraoptymistycznego tonu podkreślającego, że Ameryka jest krajem równości i wolności, a workamperzy to beztroscy ludzie, którzy nie mając potrzeb materialnych, podróżują po kraju i nawiązują przyjaźnie. Owszem, zwraca uwagę na ich pozytywne myślenie i niechęć do uskarżania się na swój los, ale – jak stwierdza – stanowi to raczej "dowód na zdumiewającą ludzką umiejętność adaptacji, poszukiwania sensu i wspólnoty w obliczu przeciwności losu". "Ludzie nie tylko mobilizują się w czasach kryzysu, ale robią to z +zadziwiającą, przejmującą radością+. Można bowiem zmagać się z trudami, które czasem odbierają wolę przetrwania, a jednocześnie odnajdywać szczęście w przeżywanych razem chwilach, takich jak wspólny wieczór przy ognisku" – pisze Bruder, powołując się słowa Rebeki Solnit z książki "Raj w piekle. Niesamowite wspólnoty powstające w obliczu katastrof".

Reklama
Materiały prasowe

Reportaż "Nomadland. W drodze za pracą" przeniosła na wielki ekran Chloe Zhao, twórczyni nagrodzonego w sekcji Director Fortnight canneńskiego festiwalu "Jeźdźca" i "Pieśni braci moich" nominowanych do Wielkiej Nagrody Jury w Sundance. Pomysł na stworzenie adaptacji podsunęła jej dwukrotna zdobywczyni Oscara Frances McDormand, która trafiła na książkę za sprawą swojego przyjaciela, producenta Petera Spearsa. "Przeczytałam i pomyślałam: +dlaczego nie?+. Zawsze chciałam zobaczyć, jak to jest żyć w drodze. Kiedyś, gdy miałam mniej więcej 45 lat, powiedziałam mojemu mężowi, że jak skończę 65 lat zmienię imię na Fern, zacznę palić Lucky Strikes, pić bourbona i wyruszę w trasę" – powiedziała aktorka w wywiadzie dla ET Canada.

Chloe postanowiła spełnić to marzenie i z myślą o Frances napisała rolę Fern. Jednak jej "Nomadland" to coś innego niż przełożenie losów Lindy May na język filmu. Urodzona w Pekinie, a wychowana w Anglii reżyserka nadała opowieści osobisty rys. Wzbogaciła ją o własne doświadczenia i włączyła do obsady grupę nomadów, wśród nich Lindę May, zacierając tym samym granicę między narracją a dokumentem. "Uważam, że każdy z nas ma wspaniałą historię do opowiedzenia. Jessica wykonała naprawdę świetną pracę, wprowadzając nas do świata swoich bohaterów. Dzięki niej mogłam poznać ich osobiście i usłyszeć kolejne opowieści. Wyzwaniem było zespolenie tych wszystkich doświadczeń w jedną całość. Zaczęliśmy od opracowania trasy podróży Fern" – wspomniała, cytowana przez portal The Playlist.

Reklama

Razem z McDormand i ekipą nomadów Zhao w ciągu pięciu miesięcy przemierzyła siedem stanów. Czuła się częścią wielkiego organizmu i przypomniała sobie o sile natury. "Żyjąc w drodze, uświadamiasz sobie, że natura to nie tylko piękne zachody słońca, ale także burze, które mogą zmieść cię z powierzchni ziemi. Gdy zbliżają się pioruny, patrzysz na osobę obok i myślisz sobie, że to, co was łączy, to bycie człowiekiem i że trzeba sobie nawzajem pomagać. Mniejsze znaczenie ma, w co kto wierzy i na kogo głosował w wyborach prezydenckich" – stwierdziła reżyserka.

We wrześniu podczas 77. festiwalu filmowego w Wenecji "Nomadland" został uhonorowany Złotym Lwem. Zhao i McDormand, które z powodu pandemii nie mogły przyjechać na Lido i odebrać statuetki, w specjalnym klipie wideo podziękowały ekipie oraz grupie nomadów, którzy "pozwolili im poznać ich życie". "Każdy ich oddech jest częścią tego filmu" - podkreśliła aktorka. Reżyserka wyraziła ogromną radość z decyzji jury. "Cieszymy się, że mogliśmy pokazać wam ten film w Wenecji. Do zobaczenia w drodze" – podsumowała. Festiwalowa podróż obrazu trwa mimo niesprzyjających warunków. W ciągu dwóch ostatnich miesięcy film doceniono nagrodą publiczności na festiwalu w Toronto i nagrodą FIPRESCI podczas Energa Camerimage. Zajmuje także pierwszą pozycję na liście oscarowych przewidywań magazynu "Variety".

Książka "Nomadland. W drodze za pracą" Jessiki Bruder ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarne.