A gdyby tak odbudować żelazną kurtynę? Tym razem już na całej długości w postaci muru, który oddzieli Wschód od Zachodu?
Polacy powinni być tą kwestią żywotnie zainteresowani – nie do końca bowiem wiadomo, po której stronie mogą się znaleźć, kiedy już przyjdzie co do czego.
Z futurystycznej wizji Władimira Sorokina z powieści "Dzień oprycznika" (2006, wyd. pol. 2008, przeł. Agnieszka Lubomira Piotrowska) i zbioru opowiadań "Cukrowy Kreml" (2008, wyd. pol. 2011, przeł. A.L.P.) wynika w każdym razie, że w 2027 r. Polska leży jeszcze na Zachodzie – okalający rosyjską strefę wpływów mur, wzniesiony zresztą rękoma łagierników, można przekroczyć w Brześciu (co czynią chińskie tiry, uprzednio oskubane przez rosyjskich celników, odpalających z kolei dolę bezpiece).
Powieściowy mur wznoszą Rosjanie, chcąc odseparować się nie tylko od zachodniej zgnilizny, lecz także od islamskiego zagrożenia i wschodnioazjatyckiej potęgi gospodarczej. Niemniej zachodnia zgnilizna jest najgorsza: „Rośnie, rośnie Wielki Mur, odgradza Rosję od zewnętrznych wrogów. A wewnętrznych – oprycznicy monarszy rozrywają na strzępy. Przecież za Wielkim Murem żyją cyberpunki potępione, które gaz nasz bezprawnie ciągną, katolicy obłudni, protestanci niegodziwi, buddyści szaleni, muzułmanie zajadli i po prostu bezbożnicy rozpustni, sataniści, którzy przy przeklętej muzyce trzęsą się na placach, narkomani popaprani, nienasyceni sodomici, który w ciemności pupy sobie nawzajem świdrują, odmieńcy złowrodzy, który obraz swój przez Boga dany zmieniają, i plutokraci chciwi, i wirtualiści szkodliwi, technotroni bezwzględni, i sadyści, i faszyści, i megaonaniści" ("Cukrowy Kreml", przeł. Agnieszka Lubomira Piotrowska).
Reklama
Z jakiegoś powodu znamy i lubimy te plagi, przynajmniej niektóre. Znamy też z naszego podwórka takich, którzy podpisaliby się pod tym literackim manifestem rękoma i nogami, traktując go ze śmiertelną powagą.
Reklama
Chcę tylko zauważyć, że polskie usytuowanie między Wschodem a Zachodem daje nam, poza licznymi przykrościami, unikalną sposobność wniknięcia w specyfikę obu tych światów. Niby jesteśmy na Zachodzie – rzecz do dyskusji, ile z tego to tania pozłota wymieszana z autosugestią i dobrymi chęciami – ale, z drugiej strony, okrutna satyra Sorokina na „wstającą z kolan” Rosję dociera do nas od razu, bez zbędnych tłumaczeń.