Wirujący derwisze w Polsce kojarzą się z grupką roztańczonych facetów, którzy występują w teatrach i innych przybytkach kultury. Max Cegielski trafił do Pakistanu w chwili zamachów na World Trade Center i nie zdawał sobie sprawy, jak mało wie o islamie i jego innym niż arabskie obliczu. Ta początkowa niewiedza autora jest pierwszym z wielu atutów "Pijanych Bogiem".

Reklama

Choć poznajemy pakistańskich sufich - mistyków muzułmańskich - z pozycji laików, to nie spływa na nas oświecona wiedza autora reportaży. Uderzająca za to wydaje się raczej jego pokora w stosunku do tego, co tak odległe i nieznane. Cegielski darował sobie wykład o Allahu, mało też wspomina o prorokach. Dziennikarz nie próbuje tłumaczyć religii, unika też wątków politycznych. Daje się za to zabrać pendżabskim muzykom na wędrówkę po grobach muzułmańskich świętych. To tam w transie sufici łączą się z Bogiem i tam wirują słynni derwisze. Zbliżenie do Absolutu uzyskują niekiedy z pomocą haszyszu i heroiny.

Reportażom nieustannie towarzyszy zdziwienie ich autora. To kolejna zaleta książki. Owo zdumienie każe bowiem Cegielskiemu drążyć coraz głębiej duchową, ludową mentalność Pakistańczyków. Co ważne, autor nie boi się dyskusji z młodymi islamskimi radykałami, czy uczestnictwa w nielegalnej wyprawie do Afganistanu, z której przywozi opowieść o kraju całkowicie odmiennym niż ten znany z mediów. Generalnie ów świat jest inny. Wcale nie mniej religijny niż w swojej wersji pop, na pewno jednak nie tak ortodoksyjny. Cegielski potrafi zresztą rozróżnić tradycję od fundamentalizmu. Nakazy, które wynikają z szacunku, od tych mających jedynie umocnić rolę mężczyzny. Z "Pijanych Bogiem" wyłania się niekiedy obraz islamu, który w pierwotnej istocie stanowi oazę spokoju i tolerancji.

Nie znaczy to, że po lekturze reportaży Cegielskiego wszystko stanie się dla nas jasne, bo nawet samemu autorowi nie udało się przejrzeć wszystkich mechanizmów, którymi rządzi się muzułmański mistycyzm. Udała mu się za to rzecz dużo trudniejsza. Wraz z pakistańskimi towarzyszami swoich wędrówek odurzył się Bogiem. Potrafił się zanurzyć w rytuały i wielowiekową tradycję dostępną dla świeckich, ale już nie dla przeciętnego Europejczyka ani nawet pakistańskiego emigranta na Zachodzie. Dałoby się nawet zaryzykować stwierdzenie, że jeśli początkowo mamy do czynienia z reportażem kogoś, kto jest tylko obserwatorem, to na końcu książki opowieść snuje osoba znajdująca się w mistycznym kręgu. Mimo to przez cały czas nie opuszcza Cegielskiego reporterska czujność i obiektywizm. Dzięki niej nawet pozornie mało znaczący szczegół potrafi objawić swą prawdziwą wartość.

"Pijani Bogiem"
Max Cegielski, W.A.B. 2007


Reklama