"Ukryta dekada"
4 x DVD
Centrum Sztuki WRO 2009
Ocena 5/6
W krakowskim Bunkrze Sztuki do połowy lutego trwa pokaz Ukrytej dekady w trójwymiarowej przestrzeni. Wcześniej ta sama wystawa prezentowana była we wrocławskim Muzeum Narodowym. Ale to nie o galeryjne ekrany i migające obrazy chodzi w tym misternie skonstruowanym projekcie wystawienniczym firmowanym przez Centrum Sztuki WRO, tylko o proces badania, edytowania, analizy i wyboru tego, co polscy artyści działający przed trzema dekadami nagrali na kasety wideo. Kuratorzy z WRO wykonali niezwykle czujną pracę - spośród 400 materiałów, filmów, spontanicznych zapisów, często jedynie fragmentów wideo, które zgromadzili, wybrali blisko 70 filmów i złożyli z nich pełnokrwisty, artystyczny i insajderski obraz epoki, w której kamerę można było albo kupić w Peweksie, albo ściągnąć z zagranicy, a pirackie kasety wideo z Top Gun wypożyczano tak długo, aż z taśmy niemal zniknął zapis. Teraz efekty tego badawczego procesu można oglądać poza galerią, na wydanych przez WRO płytach DVD zatytułowanych po prostu Ukryta dekada. Polska sztuka wideo 1985-1995.
Zgromadzony materiał podzielono na sekcje tematyczne. W poszczególnych rodziałach antologii oglądamy filmy dokumentujące przestrzeń miejską albo formalne, abstrakcyjne eksperymenty z plamami w ruchu. Najobszerniejszym kluczem, którego podczas strukturyzowania materiału użyli kuratorzy, było krótkie hasło "Do kamery". W tak nazwanej części "Ukrytej dekady" znalazły się zapisy artystycznych akcji wykonanych specjalnie na potrzeby sytuacji znalezienia się przed obiektywem. I tak w "Ćwiczeniach wyzwalających" (1987) oglądamy jak Marek Janiak manipuluje najpierw przedmiotami, a później własnym ciałem. W kolejnych podejściach próbuje ustawić dwie ciężkie kule w bezruchu – kładzie je, jedną na drugiej, na szklanej tafli. Z początku wideo do złudzenia przypomina kultowy program telewizyjny "Sonda". Tak samo jak w popularnonaukowej audycji obserwujemy proste eksperymenty wykonane przy użyciu trochę siermiężnych przedmiotów - krzesła z pracowni, drabiny, sztalugi. Później zaczyna się już bardziej emocjonalna i osobista wypowiedź. Główną rolę zaczyna grać sam Janiak - staje na drabinie, pręży się przed obiektywem, a na końcu siłuje się z młodym Zbigniewem Liberą, który z lekkim rozbawieniem próbuje wypchnąć Janiaka z kadru. Ten niespełna 12-minutowy film opowiada o głównej zmianie, która dokonała się w sztuce filmowej w latach 80. – format VHS sprawił, że filmowe nagrywanie zdemokratyzowało się i spowszedniało. Na – owszem, być może z trudem zdobytej kasecie – można było bez szczególnych umiejętności nagrać jedną akcję, po czym zastąpić ją zapisem kolejnej i jeszcze jednej. Bez oszczędności, bez prób. Nagrywanie przestało być domeną filmowców i profesjonalistów, takich jak artyści z łódzkiego Warsztatu Formy Filmowej; zaczęło być prywatne, stało się przestrzenią do osobistych działań. W "Ukrytej dekadzie" podobnych wideo-głosów znajdziemy więcej: na płytach zawarto i doskonały film Adama Rzepeckiego "Cóż arystokracie po małym fiacie" i "Kopiując siebie" Pawła Kwaśniewskiego, a także kilkanaście innych filmów nakręconych według schematu: włączam przycisk "rec" i działam.
Obok tych osobistych filmów, których głównymi bohaterami są artyści skonfrontowani z techniką wideo, na płycie znalazły się też filmy z drugiego bieguna: społecznie zaangażowane, dokumentujące rzeczywistość – takie, które były efektem wycelowania obiektywu w drugiego człowieka. W pracy Andrzeja Dudka-Duerera "Legs" (1989) oglądamy nogi kolejnych przechodniów, przemierzające nierówne, odrapane miejskie chodniki. Witold Krymarys funduje relację z Wyścigu Pokoju - dokumentowanego w miejskiej przestrzeni, ale też filmowanego z telewizora stojącego w domu artysty. Nie zabrakło też klasycznej pracy Zbigniewa Libery "Jak tresuje się dziewczynki" (1997) - krótkiego filmu o dziewczynce poddawanej społecznego rygorowi. Oglądamy małe dziecko, które zakłada klipsy, maluje usta, zachęcane przez głos z offu. Rytuał oglądamy w zwolnionym tempie i w zapośredniczonym obrazie - ostateczny obraz wideo to nagranie telewizora, na którym wyświetlany jest film o dziecku. Co jakiś czas, gdy kamera się rusza, widzimy rant kineskopu, na którym odbywa się projekcja. To znamienne, że nawet obrazy radykalne, krytyczne, takie, których treść jest społecznie wrażliwa w latach 80. i na początku 90. zdradzały silną fascynację samym wideo-tworzywem i mocno zerkały w stronę techniki.
Warto na filmy z "Ukrytej dekady" spojrzeć w ten sam sposób. To, poza opowieścią o przemianie w filmowej narracji, również żywy i szczery materiał o czasach, w których polscy artyści zachłysnęli się animowanymi czołówkami, migającymi literami, flipnięciami obrazów i muzyką techno jako ścieżką dźwiękową. Często możliwości nie przystawały do apetytów - stąd na płytach znalazło się kilkanaście filmów z napisami, gdzie polskie znaki dorobiono ręcznie, z migającym obrazem i trzaskami w nagraniu. Do tej jedynej w swoim rodzaju jakości nawiązuje zresztą okładka wydawnictwa, której liternictwo stylizowane jest na napisy dobrze zdartego filmu wideo.
"Ukryta dekada" nie pierwsza przypomina jak przełomowe i brutalne były wizualia lat 80. i 90., ale w pełni oddaje hołd VHS jako jakości estetycznej i artystycznej. Podczas niedawnej wystawy "Schizma" w warszawskim CSW Zamek Ujazdowski można było obejrzeć radykalną instalację Maurycego Gomulickiego „VHS Hell” - półki zapełnione taśmami wideo z blockbusterami z lat 80. i 90. Przeboje z Chuckiem Norrisem, tandetne kryminały i tanie filmy science fiction pochlapane były czerwoną farbą.