Można to więc chyba Reymontowi wybaczyć. Tym bardziej że wyłudził pieniądze od kolei carskiej, a więc działał na szkodę rosyjskiego zaborcy.

A było to tak: po wypadku Reymont leczył się w Szpitalu Praskim w Warszawie. Dyrektor placówki, Jan Roch Raum, zauroczony talentem pisarskim swojego pacjenta (bo Reymont miał już na koncie "Ziemię obiecaną"), postanowił "dopomóc" mu finansowo. Wiedział, że Reymont miał stłuczone tylko dwa żebra. Jednak wystawił mu lewe świadectwo i napisał, że złamał sobie ich aż 12 i w dodatku... stracił zdolność do pracy umysłowej.

Reklama

Dzięki oszustwu pisarz dostał astronomiczne odszkodowanie 38,5 tysiąca rubli (można było wtedy za to kupić kilkanaście warszawskich kamienic). Reymont miał więc po wypadku tyle pieniędzy, że wystarczyło mu ich na ładnych kilka lat spokojnego życia. Poświęcił je m.in. na pisanie "Chłopów", za których w 1924 roku dostał literacką Nagrodę Nobla.

DZIENNIK dotarł do dokumentów, które potwierdzają tę wersję zdarzeń. Odnaleziono je w szufladzie obecnego dyrektora Szpitala Praskiego. Są to notatki jednej z pacjentek, która była świadkiem tego oszustwa.