Jego filmy nie odeszły do lamusa wraz upadkiem komuny - dialogi z "Misia" czy serialu "Alternatywy 4" weszły do języka codziennego i są przedmiotem naukowych rozpraw. Stanisław Bareja jest dziś najpopularniejszym polskim reżyserem. Rok temu doczekał się nawet urzędowej rehabilitacji. Prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył filmowca Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.

Reklama

Zupełnie inaczej wyglądała recepcja twórczości Barei w czasach PRL. Dopóki urodzony w 1929 r. reżyser w latach 60. kręcił banalne komedie obyczajowe, jak "Mąż swojej żony", "Żona dla Australijczyka" czy "Przygoda z piosenką", władze nie ingerowały w jego twórczość i miał spokój z cenzurą.

Na początku lat 70. Bareja porzucił sielankowe opowiastki i zajął się tropieniem oraz wyszydzaniem degrengolady życia PRL. Przełomem był film "Poszukiwany, poszukiwana" (1972). Opowieść o historyku sztuki niesłusznie posądzonym o kradzież obrazu, który ukrywa się w kobiecym przebraniu i zarabia na chleb jako gosposia, tylko pozornie była komedią omyłek.

Brawurowo grany przez Wojciecha Pokorę bohater nie tylko śmieszył, ale i obnażał hipokryzję życia w epoce wczesnego Gierka i erze socjalistycznego dobrobytu, który - wedle oficjalnej propagandy - osiągnęła pod przewodnictwem PZPR ówczesna Polska. Nie było dobrze, skoro kuchta zarabiała znacznie więcej niż naukowiec, sugerował Bareja i podpadł. Od tego momentu władze wnikliwie przyglądały się wszystkiemu, co nakręcił albo chciał nakręcić.

Reklama

Cenzura masakrowała jego filmy. Cenzorzy szczególnie uwzięli się na "Bruneta wieczorową porą" (1976). Film wielokrotnie przemontowywano, dialogi były wycinane i sklejane na nowo. "A że to kosztowało dziesiątki tysięcy złotych, nikogo nie bolała głowa. Premiera opóźniona była o pół roku, płacono odsetki bankowi "- wspominał reżyser. Odcinki serialu "Alternatywy 4" w oryginale trwające godzinę, w emisji miały długość po ledwie 45 min.

Z "Misia" usunięto około jednej czwartej materiału, zmieniono też nazwisko głównego bohatera z Nowohuckiego na Ochódzkiego. Komedia trafiła na ekrany po rocznym leżakowaniu na półkach dopiero po wydarzeniach sierpnia 1980 r. Do produkcji kierowano i tak tylko co trzeci proponowany przez niego scenariusz. Nie doczekała się realizacji napisana wspólnie z Jackiem Fedorowiczem komedia szpiegowska "Nasz człowiek w Warszawie" oraz m.in. "Dama do bicia", której współautorem był Jerzy Skolimowski, a w rolach głównych mieli wystąpić Zbigniew Cybulski i Bogumił Kobiela.

Bareja był synem znanego wędliniarza i w swoich filmach portretował peerelowską rzeczywistość z punktu widzenia prostego obywatela. Jego bohaterów - tak jak przeciętnego Kowalskiego - nie zajmowały problemy etyczne czy egzystencjalne, które roztrząsali twórcy kina moralnego niepokoju, lecz troska o to, gdzie kupić kawałek mięsa na obiad albo papier toaletowy.

Być może dlatego filmy Barei wygrały z czasem. Cwaniacy, których sportretował, przeżyli komunę, a polska rzeczywistość ciągle pełna jest absurdów. Dziś coraz częściej szukamy w nich nie tylko świadectwa życia codziennego w minionej epoce, ale także rozrywki wysokiej próby. Zmarły na zawał serca w niemieckim Essen, gdzie pojechał na kontrolę by-passów, Stanisław Bareja był mistrzem czarnej komedii. Polskie kino ciągle czeka na jego następcę.