Marek Król, historyk idei: Władysław Kopaliński wniósł ogromny wkład do kultury. Tym bardziej że był właściwie ostatnim człowiekiem, który kultywował jeszcze tradycję wielkich XVIII-wiecznych encyklopedystów. Wielokrotnie korzystałem i korzystam z jego książek - i muszę powiedzieć, że nigdy nie zdarzyło mi się trafić nawet na najmniejszy błąd czy też nieścisłość. Wybitny współpracownik i przyjaciel Kopalińskiego, nieżyjący już Paweł Hertz, mawiał, że... Kopaliński nie jest człowiekiem.

Reklama

Bo człowiek popełnia błędy, a Kopaliński nie popełniał żadnych błędów. Był też niesłychanie pracowity. Warto zwrócić uwagę, że większość jego monumentalnych prac powstała jeszcze przed erą komputerów - wkładał więc w ich przygotowanie ogromny wysiłek. Nie pracował też na etacie uczelnianym, mógł spokojnie zajmować się pisaniem - dziś pracownicy naukowi żyją pod ogromną presją: jeśli nie wydadzą czegoś co dwa lata, wszyscy im zarzucają, że nic nie robią. Śmierć Władysława Kopalińskiego to wielka strata. Zwłaszcza że nie widać właściwie żadnych jego następców.

Jacek Trznadel, krytyk literacki: Zmarł człowiek, który przyniósł kulturze niezliczone skarby i zostawił ogromne dziedzictwo. Należy do tych autorów słowników polskich, którzy zasłużyli się w tej dziedzinie i wzbogacili i język polski, i to, co łączy się w każdym znaczeniu ze słownikiem. Przyczynił się on niesłychanie do rozwoju świadomości językowej i kulturowej.

Niektóre słowniki powstawały sposobem jeszcze przedkomputerowym, z fiszkami w pudłach i to właśnie pojedynczy człowiek - z punktu widzenia innych maniak - tworzył wiekopomne pomniki chwały języka dla kultury swojego narodu. We wszystkich kulturach europejskich tacy ludzie byli, ale my mamy szczęście, że i w naszej kulturze taki człowiek jak Kopaliński zjawił się i te tradycje od czasów Bogumiła Lindego kontynuował.

Jerzy Bralczyk, językoznawca: Mam wszystkie jego książki i uważam, że bez którejś z nich byłbym uboższy. Trudno sobie wyobrazić dom - a zwłaszcza dom inteligenta - w którym by nie było choć jednej. Oprócz tego, że są słownikami, są także wciągającymi książkami do czytania. Jego „Słownik wyrazów obcych” jest chyba najbardziej znaną wśród innych tego typu pozycji. Przy lekturze mamy poczucie, że mówi do nas człowiek niezwykłej wiedzy, o bardzo dużej umiejętności kojarzenia, o nieprawdopodobnej inteligencji. Mówi do nas bardzo rzetelnie, ale z drugiej strony - z poczuciem lekkości i swobody, którą mu daje erudycja. Nie tylko nie pracował w zespole, co dziś trudno sobie wyobrazić, ale i nie korzystał z dobrodziejstw nowoczesnej technologii. Pisał na karteczkach, które umieszczał w pudełkach. Okazuje się, że praca człowieka kultury i nieprawdopodobnej erudycji może dawać znakomite efekty bez sięgania po najnowsze technologie.

Reklama

Ernest Bryll, poeta: Znam go od początku mojego życia literackiego, czyli jeszcze z lat 50., kiedy jako młody pisarz rozmawiał z nami o wielu sprawach. On bardzo lubił rozmawiać i nam młodym, mocno niedokształconym imponował swoją wiedzą. Później jego wiedza encyklopedyczna, w najlepszym tego słowa znaczeniu, była taka wielka i związana z istotą naszego życia, że to, co pisał, to nie były tylko słowniki. Czytając Kopalińskiego, dowiadywałem się o moim kraju, o świecie, w którym żyję, i uczyłem się go rozumieć. Bo uczenie się przysłowia, poznawanie słowa, jego znaczenia, jego historii to właściwie uczenie się myślenia. Można też powiedzieć, że w ten sposób mocno prostował myślenie wielu Polaków, żeby nie było nazbyt political correct, ale również nie było ciasne i zaściankowe. Trudno więc mówić tylko o braku Kopalińskiego, to raczej olbrzymia wyrwa w naszej kulturze myślenia.

Ryszard Legutko, minister edukacji: Odszedł człowiek instytucja. Wszyscy jesteśmy dłużnikami tych niezwykłych wydawnictw. Nawet nie chcę powiedzieć, że są to książki czy encyklopedie. To są indywidualne dzieła wybitnego człowieka. To, co on robił, w innych krajach tworzą instytucje i wielkie sztaby ludzi opatrzonych bazą informatyczną. A tu faktycznie jest to dzieło jednego człowieka. Chciałoby się powiedzieć, że tacy już się nie rodzą, ale może będzie miał następców.